08 stycznia 2022

Czwarty sezon ZEW-u - leśne ścieżki Łężyc


Impreza Zimowa Eskapada Włóczykija - sezon czwarty
Organizator SMT Włóczykij Rumia
Data 6.01.2022
Miejsce Łężyce
Trasa T5
Budowniczy Alicja Bielecka, Kornelia Nowicka-Bielecka
Minuta startowa 10:28
Pogoda Nie aż tak zimowo, jak podczas sezonu trzeciego, ale też temperatura poniżej zera i chwilami padający śnieg.

Niektórzy Nowy Rok witają kacem po sylwestrowej imprezie, inni otwierają nad rzekami sezon na pstrąga, a jeszcze inni wędrują po lesie w poszukiwaniu lampionów. W naszym regionie póki co od kilku lat sezon imprez na orientację nie zaczyna się pierwszego, a szóstego dnia stycznia - w święto Trzech Króli - Zimową Eskapadą Włóczykija. W tym roku organizatorki zaprosiły nas do Łężyc, do Ośrodka Jeździeckiego Pomerania. Z miejscem tym mam raczej miłe wspomnienia - tam zaczynał się również pierwszy etap XIII InO Włóczykij, gdzie zdobyłem pierwsze miejsce w kategorii TU. Tym razem miał tu być nie tylko start, ale też i meta.

Do wyboru były jak zwykle trzy trasy różniące się długością i poziomem modyfikacji mapy. Wojtek po ostatnim, listopadowym XIV InO Włóczykij, gdzie z dużym zapasem czasowym wyzerowaliśmy trasę TP, nalegał na uczestnictwo w trasie średniej. Jednak biorąc pod uwagę warunki, mocno przekształconą mapę na dziesiątce oraz parę innych czynników, zapisaliśmy się jednak po raz trzeci na T5.

Z każdym kolejnym ZEW-em powiększa mi się też drużyna: na pierwszym (jeszcze na T15) byłem sam, na drugim z Wojtkiem, a na trzecim dołączyła nas moja Małżonka. W tym roku czwartą osobą w drużynie została jej siostra bliźniaczka (jakby kto pytał - nie są podobne do siebie).


Pędząca choinka

Trasa nie była trudna - wśród uczestników było dużo rodzin z dziećmi (jak my zresztą). Jednak nie zabrakło punktów stowarzyszonych (czy jak to z Wojtkiem lubimy mówić "pułapek"). Już przy PK1 pojawił się taki zmyłkowy lampion, a później jeszcze nie raz takie widzieliśmy. Mapa została przedstawiona w kształcie świątecznego drzewka z dwoma butami zamiast pnia. Wojtek zdziwiony stwierdził Nie wiedziałem, że choinki umieją chodzić! Choinka, jak to choinka, była ubrana w bombki, równie nietypowe, jak podstawa drzewka - część z nich było planetami (i jednym latającym spodkiem!), a cztery były wyciętymi i w niektórych wypadkach obróconymi fragmentami mapy z punktami kontrolnymi.

Już wspomniany PK1 był taką obróconą bombką, ale nie dałem się nabrać i nieopodal drogi znaleźliśmy prawidłowy punkt przy paśniku. Przy PK2 była krótka chwila zastanowienia, bo skałka znajdująca się według mapy przy nim była przykryta przez śnieg. Na trasie do trójki szwagierka trochę się wysforowała i przez to minęła lampion wiszący z tyłu drzewa, patrząc od strony, z której szliśmy. Kolejne punkty aż do siódmego znajdowaliśmy już bez większych problemów. Był to w sumie chyba też najbardziej malowniczy fragment trasy, prowadzący częściowo po czarnym szlaku turystycznym, serpentyną ponad doliną Zagórskiej Strugi. Potem Wojtek był już trochę zmęczony i przez chwilę marudny, mimo przerw na drobne posiłki - czyli decyzja o krótkiej trasie była słuszna.

Punkty 8 i 9 były najciekawsze i już przy ich szukaniu wiedziałem, że są dobrze pomyślane. Przy PK8 nie miałem wątpliwości do skrzyżowania, ale chwilę zajęło mi obrócenie w głowie bombki, na której go zaznaczono, dopasowanie jej do otoczenia i wybranie właściwego lampionu. Przy PK9 za to pułapką na uczestników były dwie kolejne boczne dróżki prowadzące do ogrodzonej uprawy leśnej, co też było ciekawe, ale co w sumie podejrzewałem. Z PK10 nie miałem już wątpliwości co do lampionu - mimo innej opinii szwagierki - który jako pierwszy zauważył Wojtek. Bez niego szukałbym punktu po drugiej stronie skrzyżowania.


Powrót do bazy

Coś nie mamy szczęścia do ZEW-u. Za każdym razem wynik jest dobry, a nawet bardzo dobry, ale nie idealny, i jakiegoś drobiazgu brakuje do zwycięstwa. Tym razem na początku trasy przeczytałem opis mapy (tam są ważne informacje). Jakoś nie zarejestrowałem, że trzeba wpisać literę bombki (tę z punktów 1, 4, 6 i 8), co mnie zdziwiło, bo widziałem, że każda jest podpisana literami od A do D, i pamiętałem z poprzednich MnO, że zazwyczaj była wymagana. Nie przejąłem się tym jednak zbytnio i zwyczajnie tych liter w kartę nie wpisałem, co zaowocowało czymś w rodzaju "aha, no tak, faktycznie" przy oddaniu karty, a także czterdziestoma punktami karnymi za opisy i siódmym miejscem na osiemnaście drużyn. Kolejny rok, kolejny mój drobny błąd. Oby w następnym było już lepiej. Ale przynajmniej nawigacyjnie było bezbłędnie!

Po powrocie do Pomeranii i oddaniu karty startowej z przyjemnością upiekliśmy sobie kiełbaski na ognisku i zjedliśmy przepyszne zupy (tym razem ziemniaczana i z soczewicy). Nie zabrakło też deseru w postaci domowych ciast. Tak dobry poczęstunek ciężko spotkać na innych pomorskich InO (przynajmniej na tych, w których brałem udział)!


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz