25 czerwca 2015

Drogi i bezdroża Wakacyjnego Tułacza

Nad zgłoszeniem na Tułacza zastanawiałem się dosyć długo. Do wyboru, oprócz pozostania w domu lub samodzielnego spaceru, miałem jeszcze Survivalik. Ale chociaż lubię imprezy organizowane przez GDAKK, to nie za bardzo miałem chęć na wyprawę do Straszyna. Dojazd do Osowy, gdzie miała mieścić się baza Wakacyjnego Tułacza, wydawał się łatwiejszy, a dodatkową zachętą była możliwość zmierzenia się z Robertem i jego drużyną. Zgłosiłem się więc na tę samą, piętnastokilometrową trasę pieszą, a dzięki Robertowi dotarcie tam było naprawdę wygodne.
Już przy zapisach pojawiła się ciekawa opcja wyboru mapy czarno-białej lub dopłaty za mapę kolorową. Zdecydowałem się na tę drugą opcję i porównując po imprezie te mapy stwierdzam, że była to słuszna decyzja i znacznie ułatwiła wędrówkę. Inną nietypową rzeczą był nieco inny rozkład startów, a mianowicie podzielenie ich na różne przedziały godzinowe. Najpierw, od 6:30, startowali uczestnicy najdłuższej trasy TP50, następnie od ósmej nasza TP15, a potem inne trasy. Wylosowałem sto piętnastą minutę startową, co przekładało się na godzinę 8:25, a Robert z Karoliną i Szymonem ruszali pół godziny później.

21 czerwca 2015

Ścieżki i chaszcze treningu Las-Kompas na Młynkach

Relacja z Wakacyjnego Tułacza w przygotowaniu, a dziś krótko o tytułowej imprezie. Ale najpierw dwa małe ogłoszenia.
Po pierwsze, na facebooku już pisałem o planie na wycieczkę w pierwszy lub drugi weekend lipca. Jej celem będzie przede wszystkim wejherowskie grodzisko, ale też i parę innych, chyba dość ciekawych, miejsc. Jeśli ktoś jest chętny, zapraszam do zostawienia komentarza tutaj lub do kontaktu na fanpage'u bloga (link po praweje stronie).
Po drugie, jeśli ktoś lubi jeździć na rowerze, to w następny weekend mam zamiar przejechać się z Helu do Wejherowa. Również, jeśli ktoś chce się dołączyć, to zapraszam. Tyle ogłoszenia - a teraz marsz po malowniczych okolicach Młynków i Gniewowa.

18 czerwca 2015

Ścieżki i chaszcze Włóczykija

Po prawie całkowitym wyzdrowieniu i kilku mniejszych spacerach w wejherowskich lasach przyszła pora na udział w jakimś InO. Mój wybór tym razem padł na nieco mniejszą imprezę, można by nawet powiedzieć, że kameralną. W rumskim Włóczykiju wzięło udział co prawda prawie sto osób, ale w większości była to młodzież w różnym wieku, biorąca udział w pucharowych zmaganiach swoich kategorii wiekowych. Trasę TO, na którą się zgłosiłem, zdecydowało się przebyć jeszcze tylko pięć drużyn, z czego jedna - z tego co zauważyłem, weterani wielu inowskich zawodów - zrezygnowała po pierwszym etapie na rzecz plażowania.
Zresztą pogoda (wysoka temperatura i grzejące słońce) zdecydowanie bardziej sprzyjała plażowaniu, niż wędrówkom, co jednak nie przeszkodziło mi zanadto w marszu, zwłaszcza że trasa nie była przesadnie długa, za to dosyć ciekawa. Impreza złożona była z czterech tras, z czego trzy (TD, TM, TJ) zaliczane były do poszczególnych kategorii wiekowych Młodzieżowego Pucharu Województwa Pomorskiego, zaś czwarta (TP) była przeznaczona dla początkujących czy osób, które chciały pospacerować z mapą. "Moja" trasa TO była identyczna z juniorską TJ i składała się z dwóch etapów. Organizatorem było Szkolne Koło Krajoznawczo-Turystyczne Włóczykij z rumskiego Gimnazjum nr 4, które z kolei było bazą imprezy.

01 czerwca 2015

Drogi i bezdroża Kaszubskiej Włóczęgi

Po kilku sukcesach na łatwiejszych trasach w InO (np. wygrana na trasie MT w marcowych Manewrach) postanowiliśmy z Robertem wystartować na jakimś trudniejszym poziomie. Ze względu na różną dostępność terminów wspólnie zdecydowaliśmy się na trasę czarną w 8. Rajdzie z Kompasem trzydziestego maja. W międzyczasie Robert wystartował w kategorii trudnej w I MnO Do Źródełka, a ja w o stopień trudniejszej kategorii BT w dziesiątej edycji Kaszubskiej Włóczęgi. O wyniku Roberta i jego drużyny można bardzo delikatnie powiedzieć, że na kolana nie powala, jednak rezultat osiągnięty przez Wojtka (pozdrawiam) i mnie w ostatnią sobotę na aż takie delikatne określenie nie zasłużył. Ale po kolei.
W sobotę 23 maja pogoda rano była - przynajmniej w Wejherowie - zadziwiająco ładna, choć niestety nie utrzymała się długo. Ja mimo zmęczenia (po raz kolejny jechałem na InO po nocy w pracy) czułem się nieźle. Dojazd nie sprawił dużo kłopotu, choć w samym Borsku trzeba było zapytać o drogę do ośrodka, który miał mieścić bazę imprezy. Nasza trzydziesta minuta startowa (przy godzinie "zero" o 10.00) pozwalała nam nie spieszyć się za bardzo, a i tak mieliśmy jeszcze chwilę na przygotowanie się do marszu, a Wojtek spokojnie zdążył jeszcze odebrać koszulkę.
Kiedy dostaliśmy mapę, Wojtek trochę się zdziwił zobaczywszy na niej kilka białych plam (choć należałoby raczej powiedzieć, że to fragmenty mapy były plamami wśród bieli...), mimo że wcześniej wspomniałem, że na tym poziomie mapa może być nieco zmodyfikowana. Wymazane w niektórych miejscach drogi zdziwiły go jeszcze bardziej, no ale niestety to już urok tras na tym poziomie trudności.