15 września 2020

Ścieżki wokół Jeziora Dobrego

Jezioro Dobre leży mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Wejherowem a Krokową, tuż przy drodze wojewódzkiej 218. Ode mnie to tylko kilkanaście kilometrów. Trochę głupio się przyznać, ale w sumie nigdy nad nim nie byłem, jeśli nie liczyć przejazdów szosą nad morze i Rajdu Rowerowego w Leśniewie trzy lata temu. Po długiej przerwie potrzebowałem spaceru po lesie i uznałem, że Jezioro Dobre będzie w sam raz jako miejsce niezbyt odległe, a jednocześnie praktycznie nowe dla mnie.
Niedzielny poranek - jak wiele ostatnich dni - miał dość zmienną pogodę, ale w sumie był dosyć przyjemny na krótką wędrówkę. Dojazd nad jezioro nie jest trudny - jak wspomniałem, leży tuż przy szosie krokowskiej. Blisko jego południowego końca jest mały leśny parking, na kilka aut, a poza nim kilka miejsc, gdzie pobocze jest na tyle szerokie, że od biedy można na nim zostawić samochód. Ja zaparkowałem na większym parkingu nad północnym brzegiem jeziora. Ten nie miał takich jasno określonych granic i nawet w taki chmurny ranek stało tam kilkanaście aut, nie licząc tych, którymi wjechano na obszar pola namiotowego.

Półwysep z polem namiotowym

Jezioro Dobre ma nieregularny, lekko wydłużony kształt. W jego linii brzegowej wyróżniają się zwłaszcza wysepka w środkowej części oraz półwysep na północy. To od tego półwyspu zacząłem wędrówkę. Na jego obszarze Nadleśnictwo Wejherowo wyznaczyło miejsce biwakowania i wielu ludzi skorzystało z tego w miniony weekend. Trochę dziwnie tak chodziło się pomiędzy namiotami - prawie jakbym komuś do sypialni wchodził... Chociaż z drugiej strony to sądząc po pozostałościach po imprezie z poprzedniego wieczoru, sypialnia nie była tu odpowiednim porównaniem.
Jest tu też infrastruktura - wiata z kominkiem, osobne miejsce na duże ognisko, kilka betonowych postumentów wyglądających na pozostałości po budkach z fastfoodami z czasów PRL-u, a także proste rampy do spuszczania na wodę łodzi czy kajaków. Krótki research (modne słowo ostatnio) wśród znajomych ujawnił, że te peerelowski skojarzenia to trochę przesada - budki czy bar były tam nawet jeszcze w zeszłym roku, a ich obsługa pobierała opłaty za korzystanie pola namiotowego. Jeśli chodzi o dojście do wody, to nie ma tu szerokich i piaszczystych plaż, raczej wąskie ścieżki między krzewami i trzcinami, ale wystarczające, żeby się trochę popluskać czy popływać.

Chaszcze zachodniego brzegu

Po obejściu półwyspu zdecydowałem się na okrążenie jeziora w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Swoją drogą, strasznie długie to wyrażenie. Anglicy mówią krócej: clockwise i counterclockwise. Tak czy siak, oznaczało to, że następny w kolejności zwiedzania jest brzeg zachodni. Większość tego odcinka to wąska ścieżka pomiędzy drzewami i krzewami, mniej lub bardziej gęstymi, wijąca się na szerokości kilku-kilkunastu metrów pomiędzy lustrem wody, a skarpą, na której poprowadzono szosę do Krokowej. Dopiero w okolicy południowego parkingu odstęp pomiędzy drogą a jeziorem jest nieco większy, a las widocznie rzadszy. Tu też stało kilka namiotów, a i coś na kształt malutkiej plaży się znalazło. Dalej jednak robiło się tak gęsto, że odpuściłem sobie przebijanie się przez chaszcze i kawałek przespacerowałem się asfaltem.

Droga wzdłuż południowego i wschodniego wybrzeża

Ostatni odcinek był chyba najłatwiejszy do przejścia, choć najdłuższy. Była to normalna, wygodna leśna droga odbiegająca łącząca się z szosą krokowską w pewnym niewielkim oddaleniu od jeziora. Sam południowy kraniec przelotnie odwiedziłem też podczas wspomnianego rajdu rowerowego trzy lata wcześniej. Idąc na północ mijałem położone między ciągami drzew wąskie plaże, charakterystyczne dla śródleśnych jezior i niewiele szersze niż na półwyspie. Po prawej stronie miałem zbocze wzgórza, oprócz drzew porośnięte między innymi jagodowymi krzewinkami, choć owoców było raczej niewiele (pewnie ze względu na suszę...). W połowie jeziora, tuż przed wysepką, z moją drogą łączyła się inna, wpadająca z południowego wschodu. Stanowiła ona, tak samo jak dalsza część mojej trasy, fragment zielonego szlaku PTTK Pusczy Darżlubskiej. Nieco dalej kolejna droga dołączała z kolejnym szlakiem Grot Mechowskich, dla odmiany oznaczonym kolorem czarnym. Co ciekawe, jakoś nie pamiętam, żebym widział oznaczenia tego pierwszego... Za to jeśli chodzi o drugi, to widziałem, gdzie moja droga łączy się z nim, i gdzie poprzez całkiem malowniczą polanę oddala się na północ.
Oprócz wąskich plaż (na jednej z nich ktoś zostawił żarzące się ognisko - nikogo w zasięgu wzroku - dogasiłem je wodą z jeziora i piaskiem z plaży...) i wysepki, było też kilka innych ciekawych widoczków: huśtawka na drzewie, tajemnicza skrzynka, a także zatoczka, którą Jezioro Dobre wywalczyło sobie na małym odcinku drogi w północno-wschodnim kącie akwenu. W zasadzie jej brzegi były chyba najbardziej rozległą plażą na całym brzegu, ale nie było tam widać wypoczywających, nie wiem, czy z powodu przeciętnej pogody, wczesnej pory dnia, czy po prostu miejsce to średnio nadaje się na plażowanie.


To już był właściwie koniec mojej wędrówki-spaceru. Został mi jeszcze tylko kawałek północnym brzegiem z powrotem na parking i szosą do domu. Ale być może wrócę tam jeszcze z rodziną, choć pewnie raczej w przyszłym roku. W tym jeździliśmy raczej na Borowo i Bieszkowickie (to małe) - częściowo z powodu bardziej kameralnego charakteru tych jezior, a trochę z przyzwyczajenia.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz