13 marca 2015

Letnia droga gdyńskimi lasami

Przy okazji opisywania którejś z poprzednich wędrówek pomyślałem, że warto by opisać też jedną z wcześniejszych wędrówek, w trakcie której miałem okazję przejść między innymi fragment żółtego szlaku Trójmiejskiego od strony Gdyni Głównej. Trasę tę przeszedłem pod koniec sierpnia ubiegłego roku, było jeszcze lato, pogoda była ładna, chociaż bez upałów. Ogólnie warunki sprzyjały marszowi.
Wędrówkę zacząłem na gdyńskim dworcu PKP, z którego tunelem przeszedłem na zachodnią stronę ulicy Morskiej. Przy jego wylocie znajduje się tablica ze schematem przebiegu szlaków PTTK w Trójmieście i tam też szlak Trójmiejski ma swój początek. Według strony szlaków PTTK biegnie dalej ulicą Wolności i Podlaską do Tatrzańskiej, gdzie wchodzi na leśny obszar Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Mnie znaki w terenie prowadziły raczej Warszawską i Słupecką. Swoją drogą, mieszkańcy wyższych budynków w tej części Działek Leśnych mają chyba niezły widok na Gdynię - nawet z poziomu ulic czy pierwszych wzniesień w lesie mogłem co nieco zobaczyć.

Z początku marsz przez las był względnie łatwy i przyjemny - jak na leśną drogę, ten odcinek żółtego szlaku był w dość dobrym stanie, a poza tym biegł grzbietem moreny, bez jakichś większych nachyleń. W kilku miejscach stały ławki, co w sumie nie dziwi, biorąc pod uwagę, że jest to dobry teren na spacery. Jak to jednak czasem zdarza się na szlakach PTTK, w pewnym momencie zgubiłem oznaczenia i pewnie szedłbym dalej, gdyby nie to, że dotarłem do krzyża przy leśnej drodze rowerowej, którą jechałem w lipcu, a opisywałem w listopadzie. Wróciłem się więc i jeszcze kawałek szedłem szlakiem, najpierw dalej drogą, a potem ścieżką w dół wzgórza, aż dotarłem do tylnej, zamkniętej bramy cmentarza witomińskiego.
Tam zdecydowałem się opuścić żółty szlak i pójść drogą odchodzącą od bramy w kierunku zachodnim. Znów szedłem pod górę, jednak nachylenie nie było tu duże, a drogą w sporej części porośnięta trawą nie utrudniała marszu. W końcu znów dotarłem na płaskowyż na morenowym grzebiecie i kilkaset metrów maszerowałem drogą znaną mi z wspomnianego przejazdu rowerem, potem jednak skręciłem na północny zachód, w inną drogą oznaczoną jako rowerową, która doprowadziła mnie do kładki nad estakadą - ale o tym za chwilę.
Zanim tam dotarłem, oprócz szkółki leśnej i wiaty dla turystów mijałem dwa miejsca, które były w różny sposób ciekawe. Pierwszym był pomnik poświęcony leśnikom, którzy zginęli w czasie drugiej wojny światowej. Drugim było kilka budynków będących w stanie zbliżającym się do ruiny. Nie miałem jakoś chęci się po nich błąkać, poza tym kojarzyłem w okolicy jednostkę wojskową, więc nie odważyłem się wejść przez szczątki płotu na ten teren. Według Wikimapii te budynki to jednostka opuszczona (jak później sprawdziłem) i pewnie ciekawa przede wszystkim dla urban explorerów. Właściwa, czynna jednostka jest nieco dalej na wschód.
W końcu dotarłem też do wspomnianej kładki, która okazała się całkiem niezłym punktem widokowym, zwłaszcza na Obłuże z przyległościami, a ponad lasem można było z niej też dostrzec charakterystyczne wysokościowe obiekty Gdyni (jak komin chylońskiej ciepłowni czy stoczniowa suwnica. Sama kładka jako taka wzbudziła we mnie też mniej przyjemne uczucia, a konkretnie lęk wysokości, którego od dawna nie miałem (a przynajmniej nie w takim stopniu). Nawet niedawno podczas Śniegołazów na wieży widokowej na szczycie Wieżycy nie miałem takiego ataku (inna sprawa, że wtedy było tak ciemno, że nie czułem wysokości).
Z kładki skierowałem się dalej w stronę doliny Chylonki, idąc za znakami drogi rowerowej. Pod Świętą Górą liczyłem na zobaczenie kapliczki, ale okazała się ona być w głębi lasu, a nie chciałem już schodzić z drogi. Nie zobaczyłem jej też podczas mojej bytności w tej okolicy w listopadzie, ale mam nadzieję, że uda mi się do niej dotrzeć następnym razem. Tereny leśne opuściłem na pograniczu Chylonii i Leszczynek i przez Park Kiloński dotarłem na stację SKM, skąd pojechałem do domu.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz