15 kwietnia 2022

Śnieżynkowy spacer po Osowej


Impreza Śnieżynka
Organizator UKS Włóczykij
Data 3.04.22
Miejsce Gdańsk Osowa
Trasa TP
Budowniczy Artur Fankidejski
Minuta startowa 8:02
Pogoda Nie najgorsza. Lekki mróz z rana, potem cieplej.

Imprezy na orientację zaplanowane w Trójmieście na przełom stycznia i lutego bieżącego roku nie miały szczęścia do pogody. Wszystkie zostały przełożone z powodu bardzo silnych wiatrów, stwarzających poważne niebezpieczeństwo dla uczestników. Śniegołazik został przesunięty o dwa tygodnie. Nowy termin dla CieMnO VIII jeszcze nie został wyznaczony (a przynajmniej ja nic o tym nie wiem). Najwięcej pecha miała chyba jednak Śnieżynka, której drugi termin został wstrzymany przez nadleśnictwo z powodu niemożliwości uprzątnięcia lasu z wiatrołomów. Organizatorzy podeszli do tego z humorem, m.in. żartując, że chcą zdobyć nagrodę za najczęściej przekładaną imprezę.

Ostatecznie marsz odbył się w pierwszą niedzielę kwietnia. Wcześniej pojawiały się też inne możliwe daty, co śledziłem z pewnym zainteresowaniem - ze względu na operację, jaką przechodziłem w pierwszej połowie marca, nie wszystkie mi pasowały. Udział w Śnieżynce był, co wspomniałem na fanpage'u, pierwszym dłuższym spacerem właśnie po tej operacji.

Dla odmiany pełna mapa

Zapisując się wybrałem trasę TP, żeby pójść z Wojtkiem i z moją szwagierką Gosią. Fakt, że był to pierwszy marsz po zabiegu tylko to potwierdził. Start był w gdańskiej dzielnicy Osowej, choć większość trasy przebiegała już przez tereny formalnie należące do Gdyni.

Trasa została oznaczona na pełnej mapie topograficznej, co na krótkich trasach nie jest regułą, ale się zdarza. Nie oznacza to, że była łatwiejsza od map kombinowanych opartych na symbolach dla biegów na orientację i automatycznie dało się wszystko znaleźć. Odpowiedni dobór punktów kontrolnych i stowarzyszonych nawet na pełnej mapie potrafi stanowić wyzwanie dla doświadczonego zawodnika, choć może niekoniecznie w tej kategorii. Swoje dokłada jeszcze aktualność mapy - w tym przypadku treść pochodziła sprzed trzydziestu lat, przez które w lesie mogło (choć nie musiało) zajść wiele zmian, np. w przebiegu dróg.

Punktów stowarzyszonych powieszonych dla zmyłki trochę było, tym bardziej, że oprócz naszej trasy były jeszcze trzy inne. Niektóre widzieliśmy. Przy PK1 właściwy lampion wybraliśmy po chwili namysłu, bo odległość nie była duża. Przy trójce jeden zobaczyliśmy schodząc z punktu. Koło piątki PS wisiał na sąsiednim przepuście. Kilka wisiało przy PK8, choć oprócz prawidłowego tylko jeden był w wąwozie. Sprawdziłem go zresztą tylko z ciekawości: kolejność potwierdzania punktów była dowolna i przez chwilę rozważałem wariant przejścia z PK6 najpierw na PK8, a potem PK9 i PK7. Odpuściłem jednak ze względu na płynący tam po drodze strumień - na podstawie samej mapy trudno było ocenić, czy będzie się dało przez niego przejść. Sprawdzając od strony PK8 widziałem, już nie byłby to problem, ale i tak nie byłby to chyba lepszy wariant, ani pod względem długości i czasu trasy, ani pod względem nawigacji.

Najwięcej punktów stowarzyszonych wisiało chyba jednak w pobliżu ostatniego dla nas punktu PK12, położonego chyba najwyżej na całej trasie. Chyba każdy szczyt na tym wzniesieniu ozdobiony był lampionem. Nie przyglądałem się im jednak zbytnio, mając pewność co do właściwego dzięki analize rzeźby terenu i ustawienia względem położonego pod nim bagienka.

Jeśli chodzi o zmiany w stosunku do stanu sprzed trzydziestu lat, to najbardziej dały się we znaki przy PK2. Tam, gdzie powinien wisieć, nie było drogi w kierunku zachodnim, za to była całkiem wygodna prowadząca na północ. Nie było to jednak poważnym problemem, a przynajmniej nie tak poważnym, jak brak lampionu w tym miejscu. Dłuższą chwilę krążyliśmy w okolicy szukając go, podobnie jak kilka innych drużyn, sprawdzając oprócz właściwego skrzyżowania również wszystkie miejsca choćby trochę przypominających je pod względem rzeźby, a także namierzając się z różnych stron, w tym z narożnika łąki na wschód od punktu. Wpisaliśmy BPK na karcie startowej dopiero po cofnięciu się prawie do poprzedniego punktu, marszu wzdłuż granicy lasu i ponownym wejściu na skrzyżowanie od strony łąki, po ponad czterdziestu minutach poszukiwań...

Jeżyk na marszu

Wojtek radził sobie całkiem dobrze, choć długość trasy go trochę zmęczyła. Po szóstym punkcie chciał już odpuścić część punktów, ale suchy prowiant i napoje podtrzymywały go na duchu. W drodze na siódemkę puściłem go z Gosią drogą naokoło łąk, żeby sobie spokojnie zjadł idąc, a sam zszedłem na dół po punkt i wspiąłem się z powrotem.

Na niektórych punktach daliśmu mu wpisać kody lampionów na kartę startową. Nie były to może najładniejsze wpisy (ostatecznie nie ma jeszcze sześciu lat), ale przynajmniej czytelne. Zapamiętał też, żeby najpierw wpisywać numer punktu, a potem kod lampionu. Daje mi to powody do zastanawiania się, czemu tydzień później na Włóczykiju Kamila z Magdą nie zapytały go o to, łapiąc sto punktów karnych za błędne opisy.

Cały marsz ukończyliśmy po ponad trzech i pół godziny. Punkty znalezione mieliśmy bezbłędnie, choć nie zmieściliśmy się w limicie czasu, przekraczając go o cztery minuty. Na szczęście zostało nam to podarowane z uwagi na przysługujące dodatkowe 10% limitu dla drużyna z dziećmi poniżej dziesiątegu roku życia. Dzięki temu Wojtek może sobie zaliczyć pierwsze zwycięstwo w InO. Korekta przy aktualizacji listy InO na podstronie: drugie zwycięstwo w kategorii TP, po zeszłorocznym Włóczykiju z jeżykami na mapach. Nie wiem, jak mogłem o tym zapomnieć!


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz