14 kwietnia 2022

Ścieżki i chaszcze Włóczykija na Śmiechowie


Impreza XV Marsze na Orientację InO Włóczykij WIOSNA 2022
Organizator InO Włóczykij Rumia, SMT Włóczykij Rumia
Data 10.04.2022
Miejsce Wejherowo Śmiechowo
Trasa TZ
Budowniczy Justyna Kuźba
Minuta startowa 9.30
Pogoda Zmienna, jak ciągle ostatnio - na przemian słońce, chmury, wiatr, deszczyk, a przez moment nawet grad.

Po styczniowo-lutowym (ach te wichury) Śniegołaziku odeszła mi ambicja na wysokie punktowanie do Pucharu KInO. Wynik punktowy nie był może bardzo zły, jak na drugie podejście do kategorii TZ, ale dwudzieste miejsce trochę rozczarowało. W związku z tym plan na resztę roku był taki, żeby na niektóre InO chodzić z Wojtkiem na trasy TP z podejściem rekreacyjno-spacerowo-treningowym, a na inne bez niego na TZ w celu zdobycia jak największego doświadczenia, ale już bez spiny na klasyfikację generalną.

W momencie ogłoszenia lokalizacji Włóczykija już wiedziałem, że to będzie ta druga opcja. Długo mieszkałem niedaleko przystanku SKM na Śmiechowie i lasy na południe od tej dzielnicy to teren, który znam bardzo dobrze - to tam chodziłem w Wielkanoc lub Poniedziałek Wielkanocny szukać słodyczy zgubionych przez Zająca, tam chodziłem z psem na dłuższe i krótsze spacery, tam zaczynałem pierwsze wyprawy na grzyby z rodzicami, czy też w zamierzchłych czasach liceum właśnie tam w ramach wolontariatu w młodzieżowej wspólnocie FRA zorganizowałem wraz z moją ówczesną dziewczyną (pozdrawiam Anię!) podchody dla dzieci z mieszczącej się wtedy niedaleko filii salezjańskiego ośrodka wychowawczego. Ta znajomość terenu miała pomóc mi w nierównej walce z tym, co na trasach TZ uchodzi za mapę.

Początkowo zapisałem się sam, ale potem dogadałem się z Darkiem (który nieźle sobie radzi na TU, ale na TZ jeszcze próbował), że wystartujemy razem. Udało mi się też namówić żonę, żeby wzięła Wojtka na TP. Dołączyła do nich też nasza przyjaciółka z dwójką swoich dzieci. Niestety, z uwago na dużą różnicę minut startowych, jak i długości trasy, nie udało mi się ich spotkać na miejscu - dopiero w domu mogłem porozmawiać z nimi na temat trasy.

Naftowe mapy

Jak niemal każdy kolejny Włóczykij, tak i ten miał swój temat przewodni. Tym razem była była to dwusetna rocznica urodzin Ignacego Łukasiewicza, dziewiętnastowiecznego polskiego farmaceuty i pioniera przemysłu naftowego, wynalazcy pierwszej lampy naftowej. W związku z tym na mapach roiło się od prototypów tejże lampy, szybów naftowych i innych obiektów powiązanych z przemysłem naftowym. Nie inaczej było z naszymi mapami w kategorii TZ.

Główna część mapy na tezetce pochodziła z obrazowania terenu metodą lidaru, co w efekcie dawało efekt podobny do cieniowania terenu. Nie było mi to całkiem obce, ale też nie spotykałem się z tym często. Pamiętałem za to, że cieniujące efekty mogą na takich mapach niejednokrotnie być całkiem mylące. W tym głównym planie mapy autorka trasy - Justyna - umieściła siedem punktów (z dwudziestu, które były ogólnie do odnalezienia).

Bez wątpienia była to najłatwiejsza część zadania - właściwie z żadnym z tych siedmiu punktów nie mieliśmy poważniejszych trudności, choć w niektórych przypadkach upewnialiśmy się jeszcze, np. przez dokładniejsze sprawdzenie rzeźby terenu. Darek częściowo odpuścił tu swoje dokładne liczenie na rzecz mojej znajomości terenu, choć w niektórych przypadkach dystans też sprawdzaliśmy. Inna rzecz, że w niektórych przypadkach konsultacje co do dalszego kierunku marszu były utrudnione przez to, że Darek obracał sobie mapę do kierunku marszu, a u mnie powodowało to mieszanie dolin z grzbietami przez złudzenie optyczne wywołane przyzwyczajeniem wzroku do konkretnego cieniowania.

KEROZYNA

Druga grupa punktów kontrolnych (od PK8 do PK15) nie została umieszczona w planie mapy. Zamiast tego litery składające się na inną nazwę nafty - KEROZYNA - zostały po tej mapie porozrzucane, zaznaczając środek innych liter z tego słowa zawierających fragmenty mapy, a każdemu fragmentowi odpowiadał jeden punkt kontrolny. To już było poważniejsze wyzwanie, tym bardziej, że fragmenty mapy z liter miały treść topograficzną, co utrudniało dopasowanie ich do lidarowej mapy głównej. Poza tym niektóre były obrócone. Na szczęście nie trzeba było ich szukać w jakiś wyrafinowany sposób, a jedynie dopasować fragment do miejsca, w którym już się znaleźliśmy.

Właściwie to też szło nam całkiem sprawnie. Dopasowanie do małego A dużego Z z PK12 nie budziło wątpliwości (choć oczywiście i tak sprawdzaliśmy okolicę). Przy małym Z Darek na podstawie precyzji wyliczeń odległości oraz rzeźby trenu wytypował PK11 z dużego O. Ja w tym miejscu zastanawiałem się nad PK10 ze względu na rosnący w tym miejscu gąszcz, ale nie upierałem się, widząc Darka pewność. Przy małym K z pewnym wahaniem wytypowaliśmy duże z PK9, głównie ze względu na wyróżniające się drzewo oraz na fakt, że w sumie nic innego nam nie pasowało.

Z kolei przy małym E to ja przekonywałem Darka do PK8 z dużego K - pomogły w tym przecinka, granica kultur oraz umiejscowienie lampionu na siodle między szczytami. Natomiast PK10 z dużego R okazał się wisieć na rogu choinkowej gęstwy na małym R - tu ja nie mogłem się zdecydować, który z dwóch lampionów jest prawidłowy, ale Darek znowu dokładnie liczył i wskazał właściwy.

Darek prowadził też do następnego punktu - małego N - bo ja musiałem odebrać pilny telefon. Dopasował tam duże A z PK15. Znalazł też lampion, ale nie pasował on ani jemu, ani mnie. Po krótkiej analizie stwierdziłem, że własciwy powinien być nieco bardziej na wschód i tam go znaleźliśmy. Pozostałe dwie małe litery - Y oraz O - były właściwie formalnością.

Pod lampą najciemniej

Ostatnie pięć punktów kontrolnych (PK15-PK20) Justyna umieściła na pięciu elementach prototypu lampy naftowej, znów pokazujących fragmenty mapy topograficznej do BnO. Tym razem żaden z fragmentów nie był obracany, ale dwa były zlustrowane. Ta część trasy była najtrudniejsza, co zresztą pokazują wyniki - PK16 znalazł tylko zwycięzca, PK19 zwycięzca i jeszcze jeden z pozostałych zawodników, a pozostałe miały niewiele lepsze statystyki.

Całą rzecz utrudniał fakt, że fragmenty te nie miały bezpośredniego połączenia z główną mapą, jak litery kerozyny, a trzeba było je samemu dopasować. W ten czy inny sposób jest to powiązane z typowymi dla tras TZ zagadkami, na których rozwiązywanie są trzy szkoły - przynajmniej według mojej obserwacji. Przedstawiciele pierwszej po otrzymaniu mapy siadają niedaleko startu i analizują otrzymaną mapę, dopasowując poszczególne kawałki łamigłówki. Wadą tej opcji jest czas, który trzeba na to poświęcić, a którego może potem zabraknąć. Zaletą jest fakt, że można go potem nadrobić, m.in. dzięki lepszemu zaplanowaniu trasy. Druga szkoła próbuje dopasować napotkane lampiony do posiadanych fragmentów. Wymaga nie do końca przekonującego mnie założenia, że poszukiwane punkty będą blisko trasy przejścia pomiędzy punktami kontrolnymi, których położenie znamy. Oszczędza za to pewną ilość czasu. Trzecie podejście, łączące poniekąd wady i zalety pierwszych dwóch, zakłada dopasowywanie poszczególnych kawałków do mapy głównej na spokojniejszych przelotach między punktami. Oszczędza trochę czasu, ale w momencie dopasowania kawałka z jakimś punktem do rejonu mapy, gdzie już byliśmy, a teraz musimy wrócić, oszczędność ta znika.

Darek na Włóczykiju prezentował podejście numer dwa. Pomagałem mu w tym, ale bardziej ze względu na to, że dzięki temu moglibyśmy znaleźć jakiś niedopasowany jeszcze fragment. Coś w rodzaju uzupełnienia do zastosowanej przeze mnie opcji numer trzy - nie podejrzewałem, żeby brakujące punkty były gdzieś blisko trasy i chciałem topografię dopasowywać do lidaru, ale nie bardzo lubię tuż po starcie siedzieć i wlepiać wzrok w mapę.

Żaden z napotkanych lampionów nie pasował do naszych brakujących punktów, ale dopasowywanie też nie szło nam najlepiej. Do PK16 hipotezę miałem dopiero w drodze na PK6, ale zamiast ją sprawdzać, woleliśmy znaleźć te punkty, których lokalizacja była pewna, czyli PK13 na małym O i PK7. W sumie była to słuszna decyzja, bo hipoteza okazała się błędna. Do PK17 miałem dwie teorie, przy czym druga okazała się dobra. PK18 i PK20 też rzuciły mi się w oczy pod koniec trasy i po wzięciu PK7 zdecydowaliśmy się na wykorzystanie reszty limitu spoźnień, żeby dotrzeć do nich, w rejon, gdzie już byliśmy, niedaleko PK2. Kosztowało nas to też jedną minutę po limicie spóźnień... Za to moja próba dopasowania PK19 na podstawie podobieństwa rzeźby na wschód od małego R zakończyła się kompletnym niepowodzeniem i stratą czasu.

Wnioski

Koniec końców okazało się jednak, że nasz drugi wspólny z Darkiem start (po Tułaczu w 2016r.) okazał się sukcesem. Nasze różnice stylów nawigacji tym razem były bardziej uzupełniające się nawzajem i we wstępnych wynikach wylądowaliśmy na podium. Co prawda na najniższym stopniu, ale jednak na trasie TZ, zostawiając z tyłu kilku doświadczonych zawodników. Teraz trzeba będzie tylko utrzymać taki poziom w terenie, którego nie będziemy tak dobrze znali. Myślałem też, żeby dodać, że mapa tym razem była łatwiejsza, niż na innych TZ, ale analizując wyniki dochodzę do wniosku, że to tylko moje wrażenie: biorąc pod uwagę rozpiętość liczby punktów karnych poszczególnych drużyn, sądzę, że była zrównoważona, i nie nazbyt przekombinowana.

Niestety, zespołowi mojej żony na trasie TP nie poszło aż tak dobrze. Na osiem punktów kontrolnych mieli jednego PSa i jedną poprawkę, a we wszystkich punktach błędny opis. Ale biorąc pod uwagę, że w drużynie tej najwięcej startów na koncie miał pięcioletni Wojtek, myślę, że nie był to zły wynik - przeciwnie, pokazał potencjał na przyszłość.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz