02 kwietnia 2018

Pirackie Manewry SKPT nad Borowem


Impreza XLIV Nocne Marsze na Orientację Manewry SKPT
Data 17/18 marca 2018r.
Miejsce Nowy Dwór Wejherowski
Trasa Przygodowa
Budowniczy Dorota Grześkowiak, Magdalena Ratkowska
Minuta startowa 75 (19:15)
Pogoda Kilka stopni na minusie, przenikliwy wiatr na otwartej przestrzeni, w lesie mniej odczuwalny. Sucho, miejscami pozostałości śniegu. Na niektórych drogach zamarznięte koleiny.

Start

Blisko Wejherowa, więc nie musieliśmy z Tomkiem szybko wyjeżdżać, nie planowaliśmy też noclegu w szkole. Byliśmy na miejscu kilkanaście minut przed naszym startem, więc był jeszcze czas na ostatnie przygotowania (latarki, kompasy itp.) i przywitanie znajomych. Tomek skorzystał z tego, że tym razem przyjechaliśmy moim autem i łyknął zawartość kieliszka od budowniczych. Nieświadomy, że znaczek na jego dnie będzie potrzebny do zadań, wyrzucił go, a potem musiał go ratować. Po tym drobnym incydencie mogliśmy już odebrać mapy, kartę startową oraz listę zadań mających doprowadzić do uwolnienia bogini Calypso za pomocą "talarów" (kto oglądał film Piraci z Karaibów: Na krańcu świata, ten wie, jak te talary mniej więcej wyglądały) i ruszać w rejs.

PK1- nawiedzony okręt

Pierwszy punkt znaleźliśmy względnie łatwo, mimo że zaraz za ostatnimi zabudowania Nowego Dworu Wejherowskiego zaskoczył nas dzik, mimo że z powodu drobnej niezgodności z Tomkiem co do przebytego dystansu dotarliśmy do niego trochę naokoło i mimo że musieliśmy do niego wrócić, aby spisany z lampionu kod uzupełnić kolorem kredki. Unoszący się nieopodal duch wskazał nam pierwszego "talara": małą, białą, cukierkową kuleczkę.

PK2 - list od Rzymian

Tu już wystarczyło iść wzdłuż drogi, pilnując dystansu, kierunku i skrzyżowań. Przydał się też przerysowany na kartę zadań znak z kieliszka - do odebrania właściwej koperty z listem spośród wiszących na płocie. W zakodowanym liście od Rzymian było matematyczne działanie zapisane rzymskimi cyframi. Czasem dobrze jest pamiętać takie rzeczy z podstawówki.

PK3 - peryskop

Dojście do trójki trochę nam zakłócił płot okalający teren bieszkowickiej jednostki wojskowej, nieoznaczonej na mapie, ale po prostu zamiast od północy, doszliśmy do niej (trójki, nie jednostki) od południowego zachodu. Kod był widoczny w peryskopie, do którego trzeba było się trochę schylić.

PK4 - góra to dół

W bliskiej okolicy Nowego Dworu Wejherowskiego są pewne nierówności terenu, które przy przy odrobinie dobrej woli można nazwać wzgórzami i dolinami, ale nie ma ich wiele. Aby trafić na większe przewyższenia, musielibyśmy wybrać się na którąś z dłuższych tras. Ale organizatorom udało się znaleźć wielką i głęboką (myślę, że około dwudziestu metrów od poziomu drogi, z której zeszliśmy) dziurę w ziemi, przekornie na mapach oznaczoną jako Góra Wczesna, a Dorota z Magdą - autorki obu tras Przygodowych - wykorzystały ją do zadania nawigacyjnego. Dwieście metrów na azymut sześćdziesiąt od dna Wczesnej znajduje się szczyt wzgórza. Prawie sześćdziesiąt metrów wyżej, po zboczu o dość zmiennym nachyleniu. I mieliśmy wziąć stamtąd kolejny "talar".

PK5 - szukamy mapy

Obracanej mapy Jacka Wróbla, rzecz jasna. Ale najpierw szukamy punktu. Ze wzgórza nad Wczesną decydujemy się na marsz wzdłuż przecinki, ale szybko ją gubimy. Trochę nas znosi. Trochę kręcimy się w miejscu, gdzie wydaje się nam (i kilku innym zespołom), że punkt powinien być. Znosi nas jeszcze trochę. Chcę iść na zachód, ale Tomek upiera się, żeby szukać dalej. Znosi nas tak bardzo, że nie jesteśmy pewni, gdzie właściwie było miejsce, gdzie chcieliśmy mieć lampion. Odnajdujemy się pół kilometra na wschód od właściwej lokalizacji, do której idziemy naokoło drogami, teraz już cały czas kontrolując kierunki, dystanse i teren. W końcu jesteśmy blisko i dalej szukamy. A kiedy już znaleźliśmy lampion, to omal nie omijamy obracanej mapy, z której trzeba odczytać hasło... Ale koniec końców, mimo dużej straty czasowej, punkt zaliczony.

PK6 - szczury na bagnach

Znów duża strata czasowa, a punkt chyba najbardziej dyskusyjny (forum Manewrów), nie tylko dla naszej trasy, bo był wspólny z innymi (na przykład zaawansowaną). Ja głosu nie zabieram, bo nasza nawigacja nie była w stu procentach precyzyjna. Powiem tylko, że czesaliśmy chyba ponad pół godziny, przeszliśmy bagno (na szczęście konkretnie zamarznięte) wzdłuż i wszerz, i nic nie znaleźliśmy. Tym razem uratował nas upór Tomka, bo kiedy ja się poddałem i chciałem iść dalej, on zaproponował, żeby iść wzdłuż brzegu mokradeł w stronę Borowa, a może znajdziemy. I rzeczywiście znaleźliśmy - najpierw woreczek z "talarami" (cukierkowe serduszka...), a dopiero potem, śledząc szczury i pająki, lampion.

PK7

Tu łatwo (do tego stopnia, że nie pamiętam zadania...), choć to kolejna górka do zdobycia. Od PK7 i PK8 wchodziliśmy na tereny, które znałem już trochę lepiej, z wędrówek czerwonym szlakiem, z rowerowych wycieczek samemu i z bratem, czy z Tułacza sprzed półtorej roku. Choć nie zawsze to pomagało...

PK8 - ambona i talary

Śledzenie drogi zaprowadziło nas do ambony, gdzie na lince umieszczono kolejne dwa worki z "talarami" i mapę (a właściwie opis dojścia) do skrzyni z kolejnymi. Opis prosty i łatwy do zapamiętania, tym bardziej, że podobnie jak na PK4 najpierw na mapie sprawdziłem, dokąd nas to zaprowadzi. W skrzynce był jedyna moneta z "talarów" (chociaż czekoladowa).

PK9 - ognisko i kraken

Szlak Wejherowski jak po sznurku zaprowadził nas na plażę nad Borowem, gdzie było nasz punkt stopczasu (drugi, dla dłuższych tras, był na Młynkach). Trochę zaskoczyła nas zalana i zamarznięta łąka, którą trzeba było ominąć, by dotrzeć do lampionu i ogniska. Było też jedno z ciekawszych zadań, polegające na odczytaniu listu z butelki (brawa dla organizatorów za cierpliwość przy pisaniu listów i pięczętowaniu butelek, a potem ich sprzątaniu). List prowadził na pole namiotowe, gdzie przy wiatach wisiały portrety postaci z Piratów z Karaibów, a przy nich skrzynki. Po ich zawartości trzeba było ocenić, kto lubi śledzie. Ich miłośnikiem okazał się Will Turner, ale uwagę i uśmiech przyciągała tabliczka przy ostatniej wiacie: KRAKENOWI KTOŚ UKRADŁ PUDEŁKO ALE ON NIE LUBI ŚLEDZI. Bo i po co zajmować się drobnicą, jak można pożerać całe okręty nadziewane piratami?

PK10 - powitanie dla Calypso

Po opuszczeniu ogniska przez dłuższą chwilę było nam dość zimno - różnica temperatur dała się odczuć. Trochę nas zaczął też spowalniać nieprzyjemny uraz Tomka, więc nieśpiesznie szliśmy w kierunku PK10. Pamiętałem, że w tej okolicy kiedyś z Karolem jakoś zgubiliśmy zakręt, więc próbowałem być czujny, ale niewiele to pomogło, i tak ominęliśmy właściwy łuk drogi, z którego trzeba było namierzać się na dziesiątkę. Po krótkim krążeniu cofnęliśmy się i zaatakowaliśmy we właściwym miejscu. Wzięliśmy punkt z zadaniem (napisanie powitalnej pieśni dla Calypso), ale bez "talarów". Wydało nam się to dziwne, ale tylko trochę. Mnie bardziej przeszkadzała nie do końca pasująca pozycja lampionu, ale sprawdziłem tylko jedno sąsiednie wzniesienie - czas nam się kurczył, a na zbyt szybkie tempo nie mogliśmy sobie pozwolić. To był nasz jedyny stowarzysz, co w połączeniu z brakiem "talara" (były przy właściwym lampionie) dało nam trzydzieści punktów karnych. A twórczością poetycką, podobnie jak na CieMnO, zajął się Tomek na 'przedostatniej' prostej pomiędzy PK12 a PK13.

PK11 - rozgwieżdżone drzewa

Wąska dolinka nieopodal skrzyżowania, dwa razy sprawdzona lokalizacja, ale jeszcze trochę potrwało, zanim wraz z inną drużyną dostrzegliśmy zawieszone na gałęziach gwiazdy-odblaski, które zaprowadziły nas do kolejnego worka z "talarami".

PK12 - lista zakupów

Zygzak przecinkami na zachód od Wyspowa, chyba najdokładniej przez nas kontrolowany nawigacyjnie przelot, a u celu zadanie polegające na spisaniu najważniejszego, podkreślonego towaru na liście zakupów. Tylko że... żaden nie był podkreślony. Ani przy właściwym lampionie, ani przy stowarzyszonym. Swoją drogą, to chyba był jedyny lampion-stowarzysz, który widzieliśmy (nie licząc tego przy PK10...).

PK13 - busola

Ostatni punkt, niedaleko drogi powrotnej do Nowego Dworu. Lokalizacja nie była może bardzo trudna, ale zaszliśmy od dziwnego kierunku i trochę krążyliśmy. Do ostatniego "talara" prowadziła busola, a właściwie zaznaczony na niebiesko (kolor Morza Karaibskiego w czasie burzy, czy jakoś podobnie...). Trzeba było jeszcze tylko zwrócić uwagę, żeby to był kolor niebieski na przymocowanej tarczy, a nie obracającej się gwieździe wiatrów.

Wynik

Tomek koniecznie chciał do bazy biec (mimo otarć...), ale ja wolałem iść spokojnie, dobrze wiedząc, że szkoła jest niedaleko i mamy spory zapas czasu. Chcąc nie chcąc, dostosował się do mojej szybkości. Karty startową i zadaniową oddaliśmy kilkanaście minut przed naszym limitem. Popełniliśmy jeden błąd (PK10) i brakowało nam jednego "talara". Trzydzieści punktów karnych to niby niedużo, ale ponieważ aż siedem drużyn trasę wyzerowało, to ostatecznie zajęliśmy dziesiąte miejsce (od wyników wstępnych zaszły drobne zmiany).
Trasa, mimo że na świeżo nie robiła aż takiego wrażenia, jak ta z CieMnO, to przy spokojniejszej ocenie była co najmniej równie wciągająca. Zadania były w większości dosyć ciekawe, fabularnie dopasowane, było kilka znanych mi już numerów, ale pojawiły się też nowe, ciekawe pomysły (np. wymacanie azymutu w skrzynce na PK4). Budownicze (budowniczowie? nie jestem pewien odmiany) całkiem kreatywnie wykorzystały też dostępny teren (znów PK4 i Góra Wczesna), ponieważ jednak tematem imprezy byli Piraci..., chętnie zobaczyłbym jakiś punkt nad jakimś jeziorem poza Borowem (choćby nad Wyspowem, bo Wygoda i Pałsznik to jednak rezerwat przyrody). Generalnie jednak byliśmy zadowoleni, a Tomek nawet stwierdził, że klimat nocnych marszy jest bardziej wciągający, a i z zadaniami lepiej się chodzi, niż tylko szukając lampionów. Przynajmniej w tym ostatnim się zgadzamy.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz