Poza trasami przygodowo-zadaniowymi na większych imprezach kolejnym sposobem urozmaicenia mojego udziału w imprezach miały być trasy z mapami modyfikowanymi. Kilkakrotnie próbowałem już swoich sił w kategoriach TO (tzw. otwarte) i TU (średnio zaawansowane), i to nawet z niezłymi wynikami, więc w tym roku postanowiłem zaszaleć i wystartować w "tezetce" (czyli na trasie zaawansowanej - TZ). Początkowo debiutować chciałem na Kaszubiaczku z cyklu Pucharu Gdakka, ale z różnych przyczyn nie mogłem tam dotrzeć. Debiut opóźnił się więc o dwa tygodnie, do Włóczykija, którego od kilku edycji nie opuszczam.
Tym razem miejscem zmagań były Młynki, czyli miejsce mi znane, więc w razie trudności z odczytem silnie zmodyfikowanej mapy miałbym szansę wrócić na metę. Pogoda była sprzyjająca - lekki wiaterek, choć w lesie niezbyt odczuwalny, kilka lub kilkanaście stopni, w sam raz na spacer po lesie.
Nie startowałem sam - tym razem do wspólnego udziału udało mi się namówić Mariusza, z którym razem pracuję. Poniewczasie stwierdziłem, że na pierwszy raz dla niego mogłem wybrać łatwiejszą trasę, ale nie okazało się to wielką przeszkodą, o czym za chwilę.
Tematem tym razem miały być Gwiezdne Wojny, w związku z czym na facebooku pod linkiem do mojej zeszłorocznej relacji umieszczonym przez kierowniczkę imprezy, panią Joannę Kuźbę, zażartowałem, że mapy będą pocięte mieczami świetlnymi. W rzeczywistości było jeszcze trudniej - przynajmniej na tezetce, bo pozostałe trzy trasy nie wyglądały aż tak źle. Najłatwiejsza TP/TD miała właściwie pełną mapę z dwiema wyciętymi gwiazdami. W mapie TM były nieco większe braki - kilka kółek na wzór przestrzelin po blasterze. Nieco większym wyzwaniem mogła być i dla wielu uczestników pewnie była kategoria TJ/TO. Składała się z liter napisu STAR WARS, z których każda zawierała fragment pełnej mapy. Dla utrudnienia zostały one obrócone, ale zawierały wspólne elementy ułatwiające orientację.
Mapa TZ została spreparowana do obrysu Sokoła Millenium. Pewne elementy zostały w planie mapy, sporą część wycięto, inne poprzestawiano i poobracano (konkretnie wycinki dwóch pierścieni na brzegach kadłuba i prostokąty przy sterówkach). W dodatku z niektórych części usunięto warstwice, z innych drogi albo inne informacje. Całość z początku sprawiała wrażenie kompletnie nieczytelnych bazgrołów i nawet analizując mapę przy starcie niewiele udało się nam z Mariuszem ogarnąć. Na szczęście kolejność zbierania punktów była dowolna. Zaczęliśmy od położonego tuż przy starcie PK20, który już i tak miał przy stawie obok punkt stowarzyszony. Nie daliśmy się jednak nabrać i poszliśmy drogą na południe.
Dopiero po wyjściu na łąkę nieco ponad doliną Cedronu, w której leżą Młynki, byliśmy z Mariuszem w stanie cokolwiek odczytać z mapy i w sensowny sposób poustawiać niektóre przemieszczone fragmenty (przynajmniej te najbliższe naszego położenia). Znaleźliśmy punkt oznaczony na mapie siódemką, co utwierdziło nas w odczycie mapy. Potem stopniowo dopasowywaliśmy kolejne kawałki mapy i znajdowaliśmy kolejne punkty z mniejszą lub większą pewnością. Co prawda nasz brak doświadczenia (Mariusza ogólny, a mój w TZ) powodował trochę zbędnego, kradnącego czas krążenia (jedno ze skrzyżowań niedaleko PK14 przechodziliśmy trzy razy, inne po dwa), ale zdobyliśmy osiem punktów kontrolnych z tych położonych na "wędrujących" fragmentach Sokoła i ogólnie byliśmy całkiem usatysfakcjonowani naszymi postępami. Zużyliśmy jednak sporo czasu z podstawowego limitu i w związku z tym stwierdziliśmy, że nie ma co dalej kombinować i pozostały czas przeznaczymy na punkty w planie mapy.
Tu jednak coś nam się rozjechało - gdzieś w drodze na PK19 zabłądziliśmy. Późniejsza analiza tracka pokazała, że o ile odległość mniej więcej zachowaliśmy, o tyle droga na biegła w takim kierunku, jak myśleliśmy. Różnica wyniosła może kilkanaście stopni, ale w efekcie znaleźliśmy się pewnie z dwieście metrów od celu. Nic dziwnego, że przeszukiwanie kolejnych grzbietów i wzgórz w poszukiwaniu lampionu okazało się bezskuteczne. Potem próbowaliśmy znaleźć jakiś fragment terenu pasujący do poprzecinanej mapy, ale też bez większych sukcesów. Ślad GPS ujawnił, że nie wiedząc o tym, dotarliśmy na sam skraj mapy, przechodząc całkiem niedaleko PK3 i PK4. W końcu mieliśmy dość i podjęliśmy decyzję o powrocie na Młynki, a ponieważ nie znaliśmy swojego położenia, trzymaliśmy się kierunku północnego i wschodniego, a także dróg schodzących w dół, nad rzekę. Ta prosta metoda nie tylko pozwoliła nam dotrzeć na metę, ale jeszcze znaleźć kolejne dwa punkty.
Jak na pierwsze podejście, obaj byliśmy zadowoleni, choć błądzenie w drugiej połowie trasy było nieco zniechęcające. Co prawda zajęliśmy ostatnie miejsce, ale nie było to niczym dziwnym przy naszym braku doświadczenia. Trasa była trudna, ale wydaje mi się, że jak na tę kategorię, to nieprzesadnie. Naszym celem minimum była połowa punktów kontrolnych, a to się udało, nawet jeśli jeden z nich był stowarzyszony. Pozostaje tylko podziękować organizatorom za interesujące wyzwanie i liczyć, że następny start na TZ będzie z lepszym wynikiem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz