Już dojście na start z kolejki dostarczyło pierwszą ciekawostkę: wiewiórkę w przydomowym ogrodzie. Całe życie żyłem w przeświadczeniu, że wiewiórki zapadają w sen zimowy, więc uznałem ten widok za nietypowy. A tymczasem one nie hibernują, a co jakiś czas wychodzą...
Po zrobieniu kilku fotek ruszyłem dalej, na miejsce startu.
Z Mapą do Lasu
Tym razem trening odbywał się w Sopocie w okolicach Opery Leśnej, gdzie powrócił po dłuższym czasie. Obszar ten kojarzyłem już, głównie z zeszłorocznej imprezy tej serii oraz styczniowego Śniegołazika. Jak zwykle, trudno było coś zarzucić organizacji, punkty były umieszczone w ciekawych miejscach, a wybór średnio długiej trasy pozwolił czasowo zarówno docenić te punkty, jak i rozejrzeć się za keszami.Wzniesienie Strzeleckie
Pierwszy punkt kontrolny znajdował się na punkcie widokowym. A przynajmniej powinien się tam znajdować - ktoś najwyraźniej przemieścił lampion i przymocował go do innego należącego do którejś z pozostałych tras. Nie przeszkodziło mi to w zrobieniu kilku zdjęć Sopotu na tle Zatoki Gdańskiej. Lampion znalazłem ponad sto metrów dalej z pomocą Jakuba, z którym później przeszedłem większość trasy. Jeśli czytasz - pozdrawiam!Wielka Gwiazda
Dalej trasa prowadziła skrajem sopockiego osiedla Przylesie, a następnie w górę morenowych wzgórz. Wspinaczka była dosyć wymagająca, ale kolejne punkty dawały satysfakcję. Poza tym od piątego PK kilka kolejnych punktów leżało na względnie rozległym płaskowyżu. Pomiędzy nimi zahaczyliśmy o jedno z charakterystycznych skrzyżowań leśnych dróg sopockich, a konkretnie o Wielką Gwiazdę. Celem było tutaj odnalezienie skrzynki w pozostałościach fundamentów międzywojennej restauracji. Celu tego niestety nie udało się zrealizować z powodu nieodkrycia właściwego fragmentu podmurówki. Po dłuższej chwili spędzonej na poszukiwaniach odpuściliśmy sobie i skierowaliśmy się do następnego PK.Kolejne punkty prowadziły nas na południe, a potem na wschód, teraz już dla odmiany w dół, choć nie bez przerwy.
Łysa Góra
Kolejne punkty prowadziły nas na południe, a potem na wschód, teraz już dla odmiany w dół, choć nie bez przerwy. Zdarzały się wąwozy do przejścia i doliny do ominięcia, a także niezbyt strome podejścia drogami (na przykład pod kolejne charakterystyczne skrzyżowanie nazywane Małą Gwiazdą) i zdecydowanie bardziej strome zejścia zboczem na przełaj (jak do PK 11). U stóp Łysej Góry Jakub zdecydował się iść od razu do PK12 i na metę, a ja jeszcze wspiąłem się na szczyt po niezbyt trudną do znalezienia skrzynkę i po kolejną porcję fotek, tym razem głównie Gdańska.Sopocka Skocznia
Z Łysej Góry - gdzie znajduje się wyciąg narciarski - skierowałem się na północ, do miejsca, gdzie kiedyś znajdowała się skocznia narciarska. Obecnie został po niej kawałek wąski bezdrzewny pas na zboczu góry, z widocznym jeszcze miejscem, gdzie rozbieg kończył się progiem, a także dwa kawałki betonu będące ostatnią pozostałością po belce startowej.Tu również szukałem skrzynki. Bez problemu udało mi się ją znaleźć i wpisać się do logbooka niedaleko belki startowej. Jednak do wpisu na stronie opencaching potrzebna była jeszcze wyryta na drzewie data jako hasło. Tego właściwego drzewa nie udało mi się znaleźć, mimo kilkunastu minut spędzonych n poszukiwaniach wokół skoczni, w pobliżu Łysej Góry, a także Opery Leśnej - chyba nie dość ściśle stosowałem się do instrukcji zawartych w opisie kesza. Spróbuję innym razem.
Lisie Wzgórze
Koło Opery Leśnej chciałem znaleźć jeszcze jedną skrzynkę, poświęconą właśnie temu obiektowi. Niestety, złośliwa bateria w telefonie zaczynała odmawiać posłuszeństwa. Nie mając współrzędnych z GPS-a zrezygnowałem z tego kesza i po podbiciu perforatorem ostatniego na tej trasie punktu kontrolnego wróciłem na metę na parkingu nad stawem Morskie Oko.W drodze na kolejkę w Kamiennym Potoku zahaczyłem jeszcze o plac zabaw poniżej szczytu Lisiego Wzgórza, będący jednocześnie kolejnym punktem widokowym. Tu oprócz zrobienia kolejnej serii zdjęć podjąłem ostatniego tego dnia kesza, którego umiejscowienie pozostawiało znacznie mniej wątpliwości, niż wcześniejsze, zwłaszcza że do jego odkrycia nie był niezbędny GPS.