08 maja 2015

Droga przez Długą Górę, Łężyce i dolinę Zagórskiej Strugi

Po długiej wewnętrznej walce, wiedziony chęcią dzielenia się moimi wędrówkami z szerszym gronem czytelników, postanowiłem założyć konto na facebooku i utworzyć tam stronę prezentującą mój blog, leśne spacery oraz oczywiście udział w imprezach na orientację. Można ją znaleźć tutaj. Zapraszam!
Pogoda w ostatnią sobotę kwietnia zachęcała do wyruszenia na wędrówkę. Na swój cel wybrałem jedną z pozycji planów letnich, a mianowicie cisowską Długą Górę, Łężyce i czarny szlak PTTK od Piekiełka do Rumi. Trasę obliczyłem na około trzydzieści kilometrów i wiele się nie pomyliłem.
Wyprawę zacząłem chwilę po dziewiątej drobnymi zakupami prowiantu na drogę w Biedronce. Spod niej ruszyłem ulicą Owsianą w stronę Długiej Góry, u stóp której zaczęła się właściwa wędrówka. Krótki odcinek szedłem wzdłuż podnóża w stronę Chyloni, ponieważ jednak mój zasadniczy cel znajdował się bardziej na zachodzie, musiałem w końcu zacząć się wspinać na grzbiet wzgórza (jeszcze nie szczyt, bo Długa Góra nie wzięła swej nazwy znikąd). Było to chyba najwyższe podejście podczas tej mojej trasy i w sumie byłem zadowolony, że od niego zacząłem, choć nie było łatwe. Za to idąc wzdłuż grzbietu ścieżką mogłem już pomiędzy drzewami spoglądać na leżącą w dole Cisowę, mijając między innymi miejsce, gdzie w listopadzie ślizgałem się na świeżych jesiennych liściach. Ten odcinek nie był zbyt wymagający, ale i tak przyjemny do spacerów. Ostatecznie ścieżka doprowadziła mnie do miejsca ponad bazą SKM, gdzie wycięto sporo drzew na stoku doliny, i dzięki roztacza się stamtąd szeroki widok, przede wszystkim na Chylonię i Cisowę, ale także na inne części Gdyni (zwłaszcza Pogórze i Obłuże) czy wschodnie obrzeża Rumi.

Kiedy poprzednio byłem w tej okolicy, kończyłem już marsz, zmierzając na przystanek SKM w Janowie. Tym razem jednak to wciąż był dopiero początek, dlatego też po krótkim spacerze w stronę Rumi skręciłem w boczną drogę prowadzącą na morenowe wzgórza, najpierw na południe, później nieco bardziej na południowy zachód. Nie była zbyt stroma, a później schodziła w dolinę, do większej drogi, którą widać na mapach Google. Ja w czasie wędrówki korzystałem z turystycznej mapy Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego i droga, którą szedłem, nie różniła się tam znacząco od tej większej. Szedłbym tamtędy dalej w stronę Łężyc, gdyby nie to, że napotkałem tabliczkę z zakazem wstępu ze względu na wycinkę drzew. Dobiegające z niewielkiej odległości odgłosy piły i innych maszyn uwiarygadniały ten zakaz, toteż cofnąłem się nieco i skręciłem w ścieżkę, która według mojej mapy prowadziła do pomnikowego głazu narzutowego. Po jakimś czasie - nie wiem, czy z powodu mojej nieuwagi, czy zmian w terenie od czasu wydania mapy - ścieżkę zgubiłem i zacząłem poruszać się mniej lub bardziej gęstymi krzakami, aż wyszedłem na dróżkę znakowaną niebieskimi kółkami. Uznając to za oznaczony szlak konny, poszedłem w jej górę aż do momentu, gdy trafiłem na wspomniany głaz, dzięki temu odzyskując pewność co do mojej pozycji. Muszę jednak stwierdzić, że głaz okazał się być nietypowo rozdrobniony.
Wróciłem w dolinę i dalej szedłem na zachód, sporym łukiem ominąwszy teren wycinki. Niedługo jednak poruszałem się tą drogą, gdyż szybko skręciłem w prawo (na mapie Google to wciąż ta sama droga). Tym razem chciałem dotrzeć na zaznaczone krzyżem na mapie miejsce pamięci, które okazało się być poświęcone ofiarom min z 1945r. Składało się z krzyża i głazu z tabliczką w otoczeniu młodych choinek. Obok stały znicze, będące dowodem, że ktoś o to miejsce dba. Zresztą podobnie jest z innymi takimi miejscami w okolicznych lasach. Tego dnia napotkałem jeszcze jeden krzyż w Starej Pile, ale wiem, że w pobliżu Rumi są jeszcze co najmniej dwa groby partyzantów, zresztą jest ich kilka też w rejonie Wejherowa czy na terenie Gdyni.
Idąc dalej, dotarłem już do Łężyc, których zapowiedzią był plac paintballowy z różnymi polowymi umocnieniami, a także wrakiem samochodu - na ile mogłem rozpoznać, był to volkswagen golf. Dotarłem do Łężyc od wschodu, po lewej stronie mając kanał, a po prawej pole czy może raczej łąkę, wyraźnie mniejszą, niż je pamiętałem sprzed kilku lat, ze względu na rosnącą ilość domów mieszkalnych. Nieco dalej kanał odbił bardziej na południe wraz z otaczającą go roślinnością, odsłaniając widok na to, z czego Łężyce są najbardziej znane w rejonie Trójmiasta, a mianowicie hałdy składowiska odpadów Eko Dolina. Z tej strony wyglądały na częściowo zrekultywowane, jednak w powietrzu wyczuwalny był charakterystyczny zapach. Dla mojego niezbyt wprawionego nosa nie różnił się on jednak od typowej dla wielu wiejskich obszarów woni gnojówki używanej jako nawóz, choć rozumiem, że może on być nieco uciążliwy dla tutejszych mieszkańców, z których część daje temu wyraz. Zresztą nie inaczej jest w przypadku gdańskich Szadółek.
Same Łężyce wydają się również zyskiwać na obecności Eko Doliny, która dofinansowuje niektóre inwestycje, jak choćby budowę obwodnicy omijającej wieś od wschodu, pozwalającej śmieciarkom na dojazd do składowiska bez przejazdu pomiędzy domami. Trudno też ocenić, na ile wysypisko miało wpływ - pośrednio lub bezpośrednio - na lokalizację firm produkcyjno-magazynowych przy Alei Parku Krajobrazowego na południe od wsi. Jak zauważyłem, obok starszych przedsiębiorstw pojawiło się tam kilka jeszcze nie ukończonych hal, gdzie pewnie produkcja ruszy latem.
Historia Łężyc sięga ponoć XVIIw. Oprócz głównej osady składają się na nie przysiółki Gacyny, Głodówko i Rogulewo, a także kilka mniejszych wybudowań, jak Rębiska i Stara Piła, do której jeszcze tego samego dnia dotarłem. Część z tych nazw pojawia się w legendzie o założeniu Łężyc przez ludzi związanych z niejakim Piotrem Gacynem. Zachęcam do odwiedzenia wsi, jeśli ktoś chce dowiedzieć się więcej. Oprócz wspomnianych terenów przemysłowych warto tam zobaczyć m. in. przydrożną kapliczkę czy cmentarz z czasu II wojny światowej, na którym leżą żołnierze polskiej 1. Brygady Pancernej wraz z czerwonoarmistami, którzy zginęli w czasie ofensywy na Gdynię w marcu 1945r. Tym razem na cmentarzu nie byłem, gdyż znajduje się na północ od zabudowań Łężyc, po zachodniej stronie drogi do Rumi, a moja trasa prowadziła bardziej na południe, ale zdjęcie kapliczki można zobaczyć poniżej. Znajdują się tam też zabytkowe pałacyki, a także poniemiecki bunkier. Dla zainteresowanych hippiką jest też ośrodek jeździecki o nazwie Pomerania.
Po przejściu prawie całych Łężyc trafiłem w końcu na leśną drogę z płyt prowadzącą do siedziby leśnictwa Głodówko, a dalej obok wojskowej stacji nadawczo-odbiorczej (której maszty widoczne były już z Alei Parku Krajobrazowego) i ostatecznie do Starej Piły. Tam jednak jeszcze się nie kierowałem, a zamiast tego skręciłem na zachód, na drogę, którą biegł leśny szlak rowerowy z Wejherowa do Gdyni, a także czerwony szlak PTTK. Z początku był całkiem płaski, jednak im bliżej było doliny Zagórskiej Strugi, tym bardziej droga schodziła bardziej stromo na dół, i o ile była względnie dobra, bez większych wybojów itp. to jednak dla rowerzystów podjazd w przeciwną stronę był pewnym wysiłkiem, co zresztą mogłem sam zobaczyć, jako że rowerzystów w tej okolicy nie brakowało. Przypuszczam, że gdybym ja miał tamtędy podjechać, to w obecnej formie mógłbym nie dać rady.
W końcu zszedłem nad Zagórską Strugę w rejonie leśniczówki Piekiełko. Liczyłem tam na jakąś wiatę lub miejsce postojowe, jakie się czasem przy niektórych leśniczówkach trafiają, ale się przeliczyłem. W związku z tym, ponieważ byłem już nieco głodny, a południe minęło jakiś czas wcześniej, zrobiłem sobie mały popas na łączce na lewym brzegu strumienia. Okolica była ładna i odpoczynek był całkiem przyjemny, choć momentami chmury zaczynały już zasłaniać słońce. W tym miejscu czerwony szlak krzyżuje się z czarny szlakiem biorącym swą nazwę od rzeki, nad którą siedziałem, i w dalszą drogę miałem zamiar iść właśnie tą trasą w kierunku Rumi. W międzyczasie jednak zrobiłem kilka fotek towarzyszącego mi w posiłku trzmiela, który najpierw pożywiał się na małych żółtych kwiatkach, a później zainteresował się moim butem. Nie wiem, czy powodem był kolor obuwia, czy jakaś inna jego cecha, ale na szczęście zanim ruszyłem dalej, trzmiel wrócił na kwiatki.
Po tym krótkim postoju dalsza droga prowadziła w kierunki Rumi starą brukowaną drogą, którą w drugą stronę dałoby się dojść do Kamienia. Przez większość czasu Zagórska Struga była po mojej lewej stronie, choć jej otoczenie stopniowo się zmieniało, z widocznych na powyższych zdjęciach łąk na nieco bardziej podmokły, a jednocześnie zalesiony grunt. Pewną odmianą był leśny parking, przy którym postawiono kilka drewnianych stołów z ławkami i wiatą. Jest to niezłe miejsce na rodzinny odpoczynek, zarówno na krótką przerwę w czasie spaceru, jak i na wypad za miasto. Tamtej soboty wykorzystano je w obu tych celach. Ja jednak się tam nie zatrzymałem, idąc dalej w stronę Starej Piły. Tam, minąwszy skrzyżowanie z drogą z Łężyc (a właściwie z Głodówka) dotarłem do miejsca, gdzie szlak turystyczny skręcał w prawo, opuszczając dolinę Zagórskiej Strugi i wspinając się na morenowe wzgórza. Było to kolejne (ale nie ostatnie) podejście na tej trasie, tym razem sześćdziesiąt metrów w górę na dystansie liczącym około pół kilometra. Za to przez następne cztery kilometry szlak wiódł mnie z grubsza na tej samej wysokości, jednak strasznie się z tego powodu wił, prowadząc przez zbocza wzgórz. Droga sprawiała wrażenie niemal górskiej, zwłaszcza że z lewej strony miałem stromy stok na kilkadziesiąt metrów w dół, a z prawej na następne dwadzieścia metrów w górę. Tak było prawie do samej asfaltowej szosy Rumia-Łężyce.
Na drodze od szosy czekała mnie znów wspinaczka, choć nie wyglądała na tak trudną, to jednak po ponad dwudziestu kilometrach marszu dała się nieco we znaki, a na profilu trasy też wygląda na dosyć stromą. Niemniej - poza ogrodzeniem kolejnej jednostki wojskowej - nie było tam wiele ciekawego.
Ostatnim etapem mojej wędrówki - po przejściu przez rumską dzielnicę Zagórze - była znana już mi Góra Markowca. W porównaniu z moimi wcześniejszymi wizytami okazała się zaskakująco zatłoczona - być może z powodu ładnej pogody i oczywiście rozciągających się z niej widoków. Po zrobieniu jeszcze kilka zdjęć (w tym jednego z bocianem, zbierającym gałęzie na gniazdo) i krótkim odpoczynku zszedłem do rumskiego dworca PKP, gdzie zakończyłem wędrówkę niedługo po szesnastej, przebywszy w ciągu siedmiu godzin niespełna dwadzieścia dziewięć kilometrów.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz