Zgodnie z zapowiedzią, czas na relację z Rajdu Rowerowego na Orientację organizowanego przez Wiejski Klub Kultury w Leśniewie z trasami autorstwa Damiana Lanca, którego miałem okazję poznać na Mikołajkowym Kompasie w grudniu. Już wtedy zapraszał na ten rajd, ale swojego udziału w nim nie byłem pewien aż do ostatniego tygodnia przed imprezą. Zresztą nawet jadąc tydzień temu w niedzielny poranek do Leśniewa miałem wątpliwości, czy to słuszna decyzja - od dłuższego czasu nie robiłem rowerem takiej trasy (a zapisałem się na 40km). Z drugiej strony byłem pewien, że sześć godzin zapowiedzianego limitu to aż za dużo i powinienem się zmieścić w trzech, góra czterech. Trasa pokazała, jak bardzo przeceniałem swoje możliwości... Ale po kolei.
Już dotarcie do Leśniewa sprawiło mi nieco problemu, choć na szczęście tylko w jednym miejscu: zaraz za samym Wejherowem po raz kolejny nie dałem rady podjechać pod górkę na ścieżce rowerowej wzdłuż szosy krokowskiej. Potem już było z grubsza płasko (a przynajmniej bez takich stromych podjazdów) i tylko przeciwny wiatr na otwartym terenie w Domatówku jeszcze trochę mi dokuczył. Na szczęście nie miałem też po drodze takich przygód, jak Robert.
Na sam rajd składały się dwie trasy - krótsza dwudziestokilometrowa i dłuższa czterdziestokilometrowa, na którą zapisałem się częściowo z własnej ambicji, a częściowo dlatego że Robert też miał zamiar wziąć w niej udział. Zasady punktacji były w stylu scorelauf - poszczególne PK były warte od 1 do 5 punktów, kolejność zaliczania była dowolna, a spisanie PS oznaczało otrzymanie połowy wartości danego PK. Punkty karne można było dostać za zmiany na karcie startowej oraz za przekroczenie limitu czasu. Przed interwałowym startem Damian jeszcze te wszystkie zasady wyjaśniał i dodawał uwagi odnośnie mapy. Robert startował o 13.02, a ja piętnaście minut później.
PK 1, 16, 9
Już na samym początku napotkałem problem w postaci konieczności zorientowania się w układzie dróg w Leśniewie, co poskutkowało kilkukrotnym krążeniem po tamtejszej głównej ulicy, zanim skręciłem we właściwą boczną uliczkę. W międzyczasie prawie wróciłem do punktu startu.mety, oznaczonego tak samo jak PK pojedynczym kółkiem. Przy samym PK 1 też miałem wątpliwości z powodu nowych zabudowań nieuwzględnionych na mapie i trudności ze zlokalizowaniem zaznaczonego na mapie strumyka. Wątpliwości miałem też przy PK 16, ponieważ lampion, który znalazłem, był już na granicy kultur, czyli zdecydowanie za bardzo na zachód od punktu z mapy. Poszedłem kawałek (ok. 50m) wzdłuż strumienia (czy może raczej w tym miejscu rowu) na wschód, żeby sprawdzić, czy moje wątpliwości są uzasadnione, ale nie znalazłem innego lampionu i wróciłem do roweru. Jak się później okazało, właściwy PK był jeszcze dalej, na pomoście nad leśnym bajorem, który widziałem, ale uznałem, że jest już zbyt daleko.
Dziewiątka już nie była tak problematyczna, w dużej mierze dzięki temu, że Damian zostawił na mapie numery oddziałów leśnych, przez co słupki oddziałowe umożliwiły mi dokładniejszą orientację. Inna rzecz, że odjeżdżając już z tego punktu kontrolnego zobaczyłem lampion stowarzysza, zahamowałem moim jedynym sprawnym przednim hamulcem i zaliczyłem pierwszą tego dnia efektowną przewrotkę.
PK 10, 19, 8, 3
Następne kilka punktów było skupione w pobliżu Ośrodka Edukacji Przyrodniczo-Leśnej w dawnym leśnictwie Muza. Pierwszym był PK 10. Jadąc przecinką, a później drogą od dziewiątki, trafiłem w jego pobliże, wraz z innymi drużynami napotykając lampion na płocie uprawy leśnej tuż przy drodze. Jednak kierunki dróg w tym miejscu nie zgadzały mi się i uznawszy ten punkt za stowarzysza, po przejściu kawałka przecinki w kierunku zachodnim, a także wróceniu się kilkaset metrów na północ dla lepszego zorientowania się w mojej pozycji zdecydowałem, że pojadę dalej i spróbuję dziesiąty PK zajechać z innej strony. Ku mojemu zdziwieniu trafiłem bezpośrednio do Muzy, z czego wynikał fakt, że na mapie brakowało kawałka mapy w samym kółeczku dziesiątki - być może był to dowcip kartografów z lat siedemdziesiątych, bo Damian mówił na wprowadzeniu raczej o uzupełnianiu mapy, niż o usuwaniu dróg. Tak czy inaczej, bez problemu znalazłem PK 19 w leśnej "klasie" na ścieżce przyrodniczej "Las za Muzą" znaną mi z innych spacerów. Spisałem też punkt przy mostku nad Piaśnicą, który okazał się niestety być stowarzyszonym do ósemki. Stamtąd wróciłem inną, zdecydowanie gorszą drogą na północ i znalazłem właściwy lampion dziesiątki.
Pozostał mi jeszcze tylko PK 3, którego pewnie bym nie znalazł, gdyby nie (znów!) słupki oddziałowe, bo droga, którą jechałem od ósemki, również nie była w całości zaznaczona. Na szczęście przecinki między leśnymi oddziałami w tym rejonie Puszczy Darżlubskiej są w miarę przejezdne i spokojnie nimi dotarłem do trójki i do następnych punktów.
PK 7, 18
O punktach kontrolnych oznaczonych numerami 7 i 18 właściwie nie ma co wiele wspominać. Przy siódmym były dwa skrzyżowania, więc oczywiście na każdym był lampion, a prawidłowy był zachodni. Osiemnasty był na może niezbyt wysokiej, ale stromej górce w ciągu linii oddziałowej na południe od Jeziora Stoborowego.
PK 13, 14, 6
Kolejne trzy punkty zostały rozlokowane wokół Kąpina, a zatem w bezpośredniej bliskości Wejherowa, a w jednym przypadku nawet na jego terenie. Najłatwiejszy do znalezienia był PK 13, kilkanaście metrów od skrzyżowania krokowskiej szosy z drogą do Kąpina i na Muzę. Tu jednak popełniłem spory błąd, nie używając kredki z lampionu na karcie startowej, przez co zamiast czterech możliwych dostałem za ten PK zero punktów. Niestety, zauważyłem to już sporo dalej, gdzie uznałem, że nie opłaca mi się już wracać.
Przy czternastce znalazłem lampion niemal od razu i z miejsca nabrałem przekonania, że to stowarzysz, jako że był zbyt blisko słupka oddziałowego w porównaniu z mapą. Chwilę krążyłem w pobliżu, ale nie znajdując innego i nie mając chęci szukać go w gąszczu młodych świerków (gdzie, jak się okazało, był zawieszony), spisałem ten, który znalazłem i pojechałem dalej.
Co do szóstki już wątpliwości takich nie miałem - miejsca byłem właściwie pewien, a było to przy linii energetycznej w Kąpinie Dolnym. Nieco dalej przy przekraczaniu wejherowskiej ulicy Chopina znalazłem się w najniższym miejscu trasy, trzydzieści metrów poniżej Leśniewa i siedemdziesiąt poniżej najwyższej punktu trasy, który czekał mnie niebawem.
PK 11, 17, 4
Przy poszukiwaniach części pozostałych punktów pomagała mi znajomość części z dróg, po których musiałem się poruszać. Przykładem może być PK 11, gdzie przy jednym rozwidleniu spotkałem stowarzysza, a dopiero przy następnym właściwy punkt kontrolny. Będąc go pewnym, po krótkim odpoczynku wróciłem na pierwsze rozwidlem i pojechałem dalej. Jak słyszałem, w pobliżu były jeszcze trzy inne lampiony, ale jakoś ich nie widziałem.
Dalsza droga wciąż prowadziła pod górę i ośmielam się twierdzić, że siedemnasty punkt był najwyżej położony ze wszystkich, na dodatek otoczony stowarzyszami. Po krótkich poszukiwaniach udało mi się odnaleźć zaznaczoną na mapie prowadzącą do niego dróżkę odchodzącą od przecięcia linii oddziałowych, była ona jednak w kiepskim stanie i sporą część tego odcinka rower musiałem prowadzić. Punkt jednak znalazłem i mogłem pojechać dalej, znów znaną mi drogą nad Suchy Staw do PK 4. Po drodze spotkałem Roberta i część dalszej trasy pokonywałem razem z nim i jeszcze jedną drużyną, porównując również opinie odnośnie poprzednich punktów.
PK 20
Dwudziestka okazała się być również ciekawie umieszczona, na Śmiertelnej Górze. W tym rejonie wcześniej nie bywałem i myślałem, że jest to nazwa związana z jej wysokością bądź jakąś względnie niedawną historią czyjejś śmierci. Raczej nie spodziewałbym się zastania w tym miejscu kurhanu i głazu związanego z pochówkiem lub wyznaniami dawnych mieszkańców tych ziem. Jest to jedna z zalet imprez na orientację - poznaje się czasem naprawdę ciekawe miejsca. Nie spodziewałbym się też w takim miejscu tylu stowarzyszy, ile minęliśmy, zanim udało nam się dotrzeć do właściwego PK.
PK 12, 5, 15
Wyjazd z dwudziestki był już mniej ciekawy - postanowiliśmy pojechać najkrótszą trasą w stronę Drogi Puckiej, ale okazało się to błędem z powodu konieczności prowadzenia rowerów. Już byliśmy przekonani, że dotarliśmy, kiedy natrafiliśmy na krzyż z opisem dawnych leśniczych Bausów, co nas wyprowadziło z błędu. Pojechaliśmy na północ do właściwej Drogi Puckiej, potem nią kilkaset metrów na zachód, znowu na północ znanym mi skądinąd fragmentem trasy WTC do zamkniętej asfaltówki Muza-Brudzewo, gdzie czekał na nas dwunasty punkt kontrolny. Przy tej samej asfaltówce nieco na zachód był PK 5, gdzie drużyny nam towarzyszące (w międzyczasie dołączyła się kolejna) odjechały w kierunku Muzy i mety w Leśniewie, bo czas pozostały do limitu coraz bardziej się kurczył. My z Robertem postanowiliśmy spróbować jeszcze przynajmniej piętnastkę zdobyć, ale ponieważ droga z mapy okazała się być nie do wykrycia w terenie, Robert stwierdził, że sobie daruje, a ja chwilę później trafiłem na przecinkę na linii oddziałowej prowadzącej bezpośrednio do naszego celu. Niestety jazdą nią okazała się trudna, a większości nawet niemożliwa, pełna wykrotów, grubych gałęzi, leżących drzew i podmokłych rowów. Gdybym jechał naokoło (dojazd od północy był wcale niezły), chyba lepiej bym na tym wyszedł, zwłaszcza że gdzieś po drodze zrobiła mi się na tylnym kole lekka ósemka i hamulec co obrót szorował mi o obręcz. Na dodatek minąłem PK i pewnie bym się nie cofnął, gdybym nie dotarł do kolejnego słupka oddziałowego, a lampion okazał się być zawieszony na szczycie myśliwskiej ambony. Kiedy tak siedziałem na górze i spisywałem punkt, okazało się, że Robert zmienił zdanie i niesiony ambicją zdecydował się ten punkt zdobyć tuż za inną drużyną (Perła Team, zdaje się), którą już wcześniej co jakiś czas spotykałem przy różnych lampionach, a nawet pożyczyłem im pompkę.
PK 2 i dojazd na metę
Do ataku na ostatni pozostały PK 2 ruszyłem jednak samotnie, gdyż zarówno Robert, jak i Perła Team pojechali już na metę. Mając jednak niewiele więcej czasu od nich, spisałem pierwszy lampion, który znalazłem we właściwym miejscu, tym bardziej, że byłem pewien, że jest właściwy, i co chwilę sprawdzając czas, popędziłem do Leśniewa. Choć może "popędziłem" nie jest tu całkiem pasującym słowem - hamulec na tylnym kole przeszkadzał na tyle, że Robert zgubił mnie już przed Sikorzynem, mimo że wcześniej to raczej ja zostawiałem go w tyle, a podjeżdżając pod całkiem małe górki musiałem już rower prowadzić. Ostatecznie jednak dotarłem na metę minutę przed czasem. Robert stracił sześć minut, czyli atak na piętnastkę mu się nie opłacił. Perła Teamdotarł dwie minuty przed końcem swojego czasu, zresztą większość drużyn mieściło się w czasie pomiędzy pięć i pół a sześć godzin, a te, które przyjechały szybciej, z takich czy innych powodów opuściły część PK. Wyjątkiem był zwycięzca, który w czasie 4:18 znalazł i prawidłowo spisał dziewiętnaście z dwudziestu punktów kontrolnych, nie dając innym szans. Pokazuje to, jak dobrze wyliczony był limit czasu, a moje wątpliwości co do tego rozwiały się sporo przed metą.
Po zawodach przyszedł czas na kiełbaski z ogniska, a potem ogłoszenie wyników i rozdanie nagród. Zająłem trzecie miejsce, prawidłowo odnajdując 14 PK (mogłoby być 15 albo i więcej, gdyby nie moje błędy i zaniechania, jak przy 13 i 14). Roberta, który dobrze spisał 15 punktów kontrolnych, wyprzedziłem właściwie tylko dzięki temu, że nie zmieścił się w czasie.
Generalnie impreza była całkiem dobrze zorganizowana, a trasa jak już wspominałem ciekawie zaplanowana i dobrze wyliczona czasowo. Dało się też zauważyć parę różnic w porównaniu z pieszymi InO. Przede wszystkim na rowerze bez licznika trudniej wyczuć odległość, a kiedy na chwilę się z roweru zejdzie, żeby się rozejrzeć, też jest inaczej. Szybkość roweru pozwala jednak na sprawdzenie większego terenu, tak jak ja krążyłem w okolicach Muzy sprawdzając dziesiątkę czy później śmigałem przecinkami w poszukiwaniu trójki. Jednak pieszo można uzyskać nieco większą precyzję nawigacji, a kiedy zdecydujemy się na trasę, która okazuje się nieprzejezdna, nie pojawia się problem z prowadzeniem czy momentami wręcz niesieniem roweru. Podsumowując, na dłuższą metę chyba raczej zostanę przy udziale w pieszych InO, a na rowerowe będę się wybierał tylko do Leśniewa (termin następnego dziś został umieszczony na stronie - odbędzie się pod koniec sierpnia).
Po wszystkim pozostał jeszcze tylko powrót do domu - o tyle łatwy, że w większości z górki. Niestety, jak na złość, po drodze padły mi baterie w lampie i byliśmy zdani tylko na światło Roberta. Ale jakoś pomimo mroku i zmęczenia po wielu kilometrach udało nam się dojechać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz