30 grudnia 2015

Przedświąteczne InO w Trójmieście

Grudzień na Pomorzu obfitował w rozmaite imprezy na orientację. Po otwierającym miesiąc Darżlubie, o którym pisałem niedawno, praktycznie co weekend było kilka wydarzeń do wyboru, a i w środku tygodnia można było coś dla siebie znaleźć. Oczywiście żadna z tych imprez skalą i rozmachem nie równała się z klasykiem SKPT, ale wybór w samym Trójmiejście i tak był szeroki - były i większe imprezy długodystansowe z wieloma trasami, były średnie i były też takie niekoniecznie duże. Były imprezy marszowe i biegowe, bardziej rodzinne i takie dla wyjadaczy. Krótko mówiąc, każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
Biorąc pod uwagę takie czynniki, jak lokalizacja, chęć udział lub jej brak, możliwość dojazdu i przede wszystkim wolny czas, zdecydowałem się wystartować w dwóch imprezach: dwunastego grudnia w Mikołajkowym Kompasie i dziewiętnastego w Śnieżynce.

Mikołajkowy Kompas

Mniejszy brat serii Kaszubskich Rajdów na Orientację z Kompasem tym razem bazę miał nie w Kolibkach, a na Działkach Leśnych, w Gimnazjum nr 2. Do wyboru były trzy trasy piesze o różnym poziomie trudności oraz rowerowa. Największą popularnością cieszyła się najprostsza trasa Smerfowa, przeznaczona dla rodzin z dziećmi oraz dla początkujących. Mikołajkowy charakter imprezy podkreślały m. in. czapki dodawane do pakietów startowych. Ważnym elementem była też zbiórka pieniędzy na rzecz uczennicy niedalekiego liceum, chorej na białaczkę.
Po krótkim wahaniu między trasą zieloną a czarną (teoretycznie dłuższą i trudniejszą) zdecydowałem się na tę pierwszą, nie chcąc rywalizować z wyjadaczami InO, którzy zapisali się na tę drugą. Z racji lokalizacji teren z grubsza pokrywał się z tym z Sukkuba, choć na szczęście żaden punkt się nie powtórzył. Pomiędzy punktami można było zobaczyć m. in. szlaki rowerowe i piesze, Cmentarz Witomiński, pomnik poległych leśników czy Trasę Kwiatkowskiego.
Zamiast przewidzianych przez organizatorów dwunastu i pół kilometra zrobiłem o pięć więcej (przynajmniej według navime). Złożyło się na to kilka czynników: sprawdzanie potencjalnych stowarzyszy (a trochę ich było), nie całkiem optymalna kolejność zdobywanych punktów, kilka drobnych błędów nawigacyjnych, a przede wszystkim moja niechęć do ciągłego schodzenia w doliny i wracania na górę - kiedy tylko się dało, unikałem tego, jak najdłużej idąc grzbietem wzgórz lub dnem doliny. Efektem było przejście co prawda bezbłędne, ale za to w ponad trzy i pół godziny. Przełożyło się to na kolejne miejsce tuż za podium.
Sama impreza była zorganizowana przyzwoicie, choć dało się zauważyć pewne momenty chaosu. Ciepły posiłek na mecie (m. in. żurek) był wart udziału. Mapa była w trochę dziwnej, niezbyt intuicyjnej skali 1:12500 i w paru miejscach niezbyt precyzyjna, jednak nie na tyle, żeby uniemożliwić nawigację, zwłaszcza że wszystkie punkty były opisane nieoczywistymi wskazówkami określającymi ich położenie.

Śnieżynka

Tydzień później wziąłem udział w prologu przyszłorocznej edycji Pucharu Gdakka, która odbyła się na terenie Lasów Oliwskich pomiędzy gdańskimi dzielnicami Brętowo, Matarnia, VII Dwór i Oliwa. Impreza ta była nieco mniejsza, a jako bazę wykorzystano leśną wiatę przy Kleszej Drodze. Organizatorzy zadbali o zimowy nastrój ozdabiając wiatę materiałowymi płatkami śniegu, a kierowniczka imprezy nawet ucharakteryzowała się na Śnieżynkę, wywołując tym małą sensację. Również mapy tras w pewien sposób uwzględniały obecną porę roku (przynajmniej tę kalendarzową - bo pogoda zimowa nie była).
Tutaj skupię się na trasie TU, w której wziąłem udział. Tu też miałem moment zawahania - jej budowniczy, Mateusz Kruszyński, trochę niedokładnie rozstawiał niektóre punkty na Sukkubie, ale ostatecznie postanowiłem zaufać, że tym razem takich wpadek nie będzie. Nie zawiodłem się. Do przygotowania mapy zaprzągł radiowe przekleństwo okresu przedświątecznego - przebój Last Christmas. Literki jego tytułu wycięte z górnego i dolnego skrawka mapy, częściowo poprzestawiane, urozmaicały nawigację na równi z nieco zmodyfikowaną (lub nieaktualną) drożnią. Na większości trasy nie dało się też trzymać grzbietów lub dolin, jak to robiłem na Kompasie, przez co wysiłek włożony w jej przejście był nieporównanie większy i w kilku miejscach naprawdę miałem ochotę odpuścić. Ostatecznie dotarłem jednak do mety po zdobyciu wszystkich punktów prawidłowo, jednak spóźniając się dziewiętnaście minut. W końcowych wynikach przełożyło się to na trzecie miejsce. Być może zmieściłbym się w czasie, gdyby nie parę drobnych błędów - był tak dopasowany, że dało się przy dobrej nawigacji przejść trasę bez biegania (choć z trudem), jednocześnie nie dopuszczając do sytuacji, w której zbyt wiele drużyn ma tyle samo punktów, czy nawet wyzerowało trasę. Dużo czasu straciłem już na samym początku, przy pierwszych dwóch punktach, najpierw oswajając się z mapą, a potem idąc na PK2 okrężną, ale pewniejszą drogą od południowego wschodu (tu trochę przeszkodziła mi zarośnięta przecinka). Przy kilku następnych punktach nieznacznie nadrabiałem, w miarę szybko i łatwo znajdując właściwe lampiony. Wspinaczka w górę dolinki na PK6 trochę   mi w kość. Idąc z PK7 znad stawu na Niedźwiedniku mogłem trochę odetchnąć przed kolejnymi wysoko umieszczonymi punktami oznaczonymi ósemką i dziewiątką, jak na złość rozdzielonymi doliną.
Po drodze na PK10 odezwała się moja niechęć do wspinaczki - liczyłem na krótkie obejście górki doliną ukrytą pod opisem mapy. Obejście to okazało jednak nieco dłuższe, niż myślałem, i wyszedłem lekko poza mapę. Pozbawiony pewnego punktu wyjścia, nie chcąc się cofać, szukałem dziesiątki trochę na czuja, cały czas porównując teren i drożnię z mapą. Udało się to zaskakująco łatwo i do PK11 dotarłem bez problemu. Tutaj jednak w obliczu kilku lampionów w niewielkich odległościach od siebie musiałem się odrobinę namyślić nad wybraniem właściwego, a ilość skarp i ich załomów nie ułatwiały sprawy. Był to chyba najciekawszy punkt na trasie.
Potem już było nieco łatwiej - przy dwunastce nie dałem się nabrać na stowarzysza i dość łatwo znalazłem punkty A i B z przestawionych fragmentów mapy. Na trzynastce zignorowałem łatwe do rozszyfrowania stowarzysze na sąsiednich skrzyżowaniach. Punktowi C umieszczonemu w wąskiej kotlince również towarzyszyły zmyłki we wcześniejszych kotlinkach. Na trasie do PK14 znów odezwała się moja niechęć do łażenia w górę i w dół, tym razem jednak wspomagana fragmentami mapy z literek pozwoliła doliną dotrzeć do celu równocześnie z biegaczami, których spotykałem już wcześniej, i którzy z C woleli podbiec w górę i potem zbiec. Nawet stwierdzili, że muszę znać te tereny - biorąc pod uwagę, że byłem tam pierwszy raz w życiu, muszę uznać to za komplement.
Droga   mety - jeśli nie liczyć zejścia w inną dolinę do PK15 - była dość łatwa. Mogłem podbiec, żeby zmniejszyć spóźnienie, ale uznałem, że nie warto. W sumie myślę, że słusznie - trzecie miejsce to niezły wynik i całkiem dobry punkt wyjścia do zawojowania całego Pucharu Gdakka na nowych zasadach, zwłaszcza że trasa ze Śnieżynki - wymagająca, ale satysfakcjonująca - zachęca do udziału w kolejnych edycjach.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz