Przyszła trzecia niedziela stycznia, a z nią długo oczekiwany Marsz na Orientację w Domatówku. Choć właściwiej byłoby tym razem napisać, że z Domatowa do Domatówka, jako że do organizacji dołączyło kolejne, sąsiednie sołectwo w Gminie Puck. Trochę zmieniło to charakter rajdu - zamiast powszechnego zazwyczaj kółka, trasa była liniowa.
Chwilę po dziesiątej rano imprezę otwarto w remizie OSP w Domatowie. Po kilku słowach od organizatorów parę słów na temat tras powiedział Darek - pomysłodawca marszy i budowniczy tras. Wspomniał między innymi, że z powodu dużej ilości śniegu w niektórych miejscach w lesie usunął z obu tras po jednym punkcie kontrolnym. Na długiej trasie, na której startowałem, był to PK5. Po tym organizacyjnym wstępie zaczęły się starty kolejnych drużyn w trzyminutowych interwałach. Ja w drogę ruszyłem o 10.47.
Myśląc wcześniej o tym starcie nastawiałem się na walkę o zwycięstwo, ale już w niedzielę przyjąłem nastawienie odwrotne, niż na ostatnim Darżlubie. Mianowicie zamiast sprawdzać dokładnie wszystko, zamierzałem w miarę możliwości kontrolować bieżącą pozycję i spisywać pierwsze lampiony, na które we właściwych miejscach natrafiałem, o ile nie budziły dużych wątpliwości. Taktyka ta okazała się jednak nieco mniej skuteczna, niż na to liczyłem...
Śnieg nawet pomimo usunięcia piątego punktu nieźle dał się we znaki. Utrudniał nie tylko przejścia na przełaj, ale i drogami. Zakrywał też miejscami dziury - w jedną wpadłem po kolano. W innym myślałem, że bagienko zamarzło i też lekko stopy zmoczyłem dowiadując się, że jednak nie, zanim udało się znaleźć przejście po pniu. Mimo takich niełatwych warunków pogodowo-terenowych i dość sporej długości trasy dość często przy kolejnych punktach natrafiałem na niektórych rywali, co świadczy o dość wyrównanym poziomie uczestników.
Trasa była oczywiście przygotowana bardzo dobrze i obfitowała w punkty łatwiejsze, trudniejsze i całkiem podchwytliwe. Z większością poradziłem sobie bez problemu lub lekkim fartem, ale na część dałem się nabrać mniej lub bardziej świadomie. Już początek miałem bardzo słaby - na pierwszych trzech punktach złapałem trzy stowarzysze przez drobne błędy w nawigacji. Na szczęście potem było lepiej - z pozostałych szesnastu punktów na stowarzysze dałem się nabrać tylko w trzech kolejnych przypadkach: na PK11, gdzie nic nie zgadzało mi się z mapą i po dłuższym krążeniu celowo spisałem pierwszy lepszy lampion ze świadomością błędu; na PK18, gdzie dałem się nabrać na podstępny lampion w mniejszym dole nieco przed prawidłowym punktem w większej dziurze; i na PK19, gdzie w sumie nie byłem pewien punktu.
Resztę, czyli trzynaście z dziewiętnastu punktów miałem prawidłowo spisaną. Do najciekawszych należały: PK6, gdzie w gęstej młodej buczynie było mnóstwo nieumieszczonych na mapie dróżek; PK8 na stoku wzgórza u źródeł strumienia; PK14 i PK15, których znalezienie utrudniała nowa zabudowa i wytyczone ulice; oraz PK17 na skraju łączki za gąszczem chaszczy. Przy PK6 oprócz nawigacji kierunkowej z parokrokami, która okazała się nie do końca skuteczna, posłużyłem się też trochę wyczuciem. Podobnie było z PK16 - po zejściu z piętnastki i natrafieniu na kolejne niezgodności terenu z mapą miałem mały kryzys motywacyjny (czy mówiąc bardziej po ludzku: nie chciało mi się...) i do celu dotarłem bardziej na wyczucie, ale za to bezbłędnie.
Dodatkowym urozmaiceniem trasy były dwa zadania. Pierwsze umieszczono na PK14 i polegało na znalezieniu kolejnego punktu na wzgórzu nieopodal. Drugie było samodzielnym punktem, a jego przedmiotem było zmierzenie na mapie odległości od tego punktu do szkoły, gdzie była meta.
Podsumowując, trasa była wymagająca i nie brakowało na niej podchwytliwych pułapek. Wyniki to potwierdzają - tylko jednej drużynie - Narnijczykom - udało się przejść ją bezbłędnie, jednak byli oni wyjątkowo cierpliwi i dokładni, poświęcając na to prawie godzinę czasu ponad limit podstawowy. Ja z moimi sześcioma stowarzyszami i kilkoma minutami spóźnienia zająłem trzecie miejsce.
Swoje przejście rejestrowałem w navime na starym telefonie. W pewnym momencie przez mocno ściemniany wyświetlacz nabrałem przekonania, że padła w nim bateria i sporą część trasy znowu leśne licho weźmie. Okazało się jednak, że ten model po prostu tak mocno przyciemnia ekran, a trasa zapisywała się nawet z dojazdem z Domatówka do Domatowa i z powrotem po samochód. Zmusiło mnie to do edycji pliku gpx, co może w przyszłości mi się przydać. A poniżej trasa już po edycji:
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz