08 marca 2015

Droga wzgórzami Rumi i Redy

Poranna ładna pogoda w pierwszą niedzielę marca zachęciła mnie do wyjścia na dwór. Dodatkowym impulsem do tego była konieczność oddania roweru do serwisu. Ponieważ kupowałem go w Decathlonie, naturalnym celem wyprawy były tym razem obszary Rumi, względnie Redy, zwłaszcza że i tak planowałem obejść kilka tamtejszych punktów widokowych na wzgórzach.
Do Decathlonu dotarłem około w pół do pierwszej. Niewiele brakowało, żeby mnie tam spławili - przede mną odesłano dwóch panów twierdząc, że serwis rowerowy będzie czynny dopiero od 10 marca. Pan w serwisie przyjął mój rower, ale dopiero jak powiedziałem, że przez telefon poinformowano mnie, że rowery już są przyjmowane. Ciekawa polityka obsługi klienta...

Po załatwieniu spraw w sklepie, ruszyłem w stronę leśnych wzgórz po drugiej stronie torów kolejowych. Początkowy odcinek w stronę rumskiego dworca biegł krawędzią wysoczyzny, w związku z czym droga wiła się po zboczach, schodziła w doliny i wspinała na wzgórza. Już tu pomiędzy drzewami można było się napatrzeć na spory obszar Rumi i Redy czy inne rejony Pradoliny Kaszubskiej, łatwo można było też dostrzec jej północne zbocza, z charakterystyczną żwirownią w Mrzezinie na czele.
U wylotu doliny na wysokości rumskiej ulicy Strzeleckiej mijałem stare kamienne schody - z tego, co zdołałem się kiedyś dowiedzieć, jest to pozostałość po być może strzelnicy przedwojennej wojskowej szkoły strzelców (stąd być może nazwa ulicy), a nieco dalej ścieżkę poprowadzoną po kilkudziesięciometrowym prostym nasypie, który mógł (ale nie musiał) w przeszłości być elementem fortyfikacji.
Natomiast z pewnością fortyfikacje były na Górze Markowca, która była jednym z głównych celów tej wędrówki. Konkretnie była to niemiecka bateria przeciwlotnicza z czasów drugiej wojny światowej, która sprawdziła się również w obronie przed polsko-radzieckim natarciem, przez kilkanaście dni powstrzymując m. in. naszą 1. Brygadę Pancerną i zmuszając wojska radzieckie do ataku na Gdynię od zachodu, od strony Chwarzna. Wynikało to zapewne nie tylko z waleczności Niemców, ale też (a może przede wszystkim) z położenia samej Góry, stanowiącej wysunięty cypel wysoczyzny morenowej nad Pradoliną Kaszubską i doliną Zagórskiej Strugi, z bardzo szerokim widokiem i polem ostrzału. Nawet dziś widoki stamtąd są bardzo rozległe - widać Redę, oczywiście Rumię i Janowo, Kazimierz i południowo-zachodnie zbocza Kępy Oksywskiej, południowe zbocza Kępy Puckiej z Połchowem i Mrzezinem, a z południowych stoków także Szmeltę i spore obszary Gdyni z jej charakterystycznymi punktami wysokościowymi - kominem elektrociepłowni, wieżami Sea Towers, stoczniową suwnicą czy wieżowcami Chylonii i Grabówka. O samej baterii można co nieco przeczytać tutaj.
Z Góry Markowca ruszyłem w głąb lasu brukowaną drogą, będącą jednocześnie fragmentem czarnego szlaku Zagórskiej Strugi szlaku rowerowego prowadzącego m. in. przez Zbychowo i Wyspowo. Po drodze mijałem m. in. leśny grób żołnierzy z II wojny światowej i drzewo będące pomnikiem przyrody, stojące na skrzyżowaniu dróg niedaleko siedziby leśnictwa Zbychowo.
Niedaleko od tego drzewa opuściłem ten szlak, kierując się na północ w stronę polany, o której wiedziałem, że roztacza się z niej niezły widok na Gdynię. Dotarłszy do celu chwilę krążyłem, zanim znalazłem właściwy punkt - byłem tam wcześniej tylko raz, ponad rok temu, a oprócz kilku krzyżujących się tam dróg roi się tam od płotów ogradzających uprawy leśne. W końcu jednak znalazłem stolik z ławeczką, gdzie po zrobieniu kilku zdjęć chwilę odpoczywałem. Zdjęcia nie są przytłaczającej jakości, bo najwyraźniej dobra pogoda już się skończyła i Gdynię widać tonącą we mgle lub dymie. I znów będę musiał tu przyjść kiedyś przy lepszych warunkach widocznościowych...
Końcowy odcinek trasy to zejście w dół do zbychowskiej szosy. Niedaleko niej znalazłem bardzo ciekawy pomnik przyrody - buk rosnący na sporym (sześć metrów obwodu) granitowym głazie. Jest to obiekt tak ciekawy, jak sopockie zrośnięte drzewa. Nieco dalej przy drodze minąłem jeszcze dwa głazy, ale już zdecydowanie mniejsze, no i bez rosnących na nich drzew. Potem jeszcze tylko krótka wspinaczka z powrotem na wzgórza, a potem w dół do Redy, na której teren wszedłem niedaleko nowo budowanego osiedla Leśne Tarasy, na miejscu którego była kiedyś polana, z której również roztaczał się szeroki widok na Pradolinę Kaszubską, teraz dostępny przede wszystkim dla mieszkańców tych nowych bloków. Miałem zamiar jeszcze wejść na Jarą, ale odpuściłem sobie, bo już zaczynałem być głodny.
Na koniec tradycyjny zapis trasy. Tym razem w trzech częściach, bo aplikacja coś mi szalała. Dobrze, że jej na Śniegołazach tak nie odbijało, bo chyba bym zwariował, przez całą noc co godzinę uruchamiając zapis od nowa.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz