07 lipca 2022

Burza na Pagórkach


Impreza InO Pagórki 2022
Organizator Paweł Ćwidak
Data 30.07.2022
Miejsce Gdańsk Piecki-Migowo
Trasa TZ
Budowniczy Paweł Ćwidak
Minuta startowa 17:18
Pogoda Ciepło i duszno. Przejściowe opady w akompaniamencie bliższych i dalszych grzmotów.

Na fali ostatnich sukcesów w tezetkach nie zastanawiałem się długo nad udziałem w Pagórkach, tym bardziej że zeszłoroczna edycja podobała mi się mimo nienadzwyczajnego wyniku. Wahałem się bardziej nad wyborem trasy - Paweł podobnie jak w zeszłym roku stworzył dwie, czyli TU i TZ. Uznałem jednak, że warto zaryzykować tę trudniejszą. Miała być ona indywidualna, co z jednej strony trochę utrudniało sprawę, a z drugiej skutkowało lepszym wynikiem punktowym do Pucharu PPG KInO (na co zwracam w tym roku większą uwagę).

Trochę trudniejszą sprawą był termin wyznaczony na wczesny czwartkowy wieczór, ale na szczęście zmiany w pracy ułożyły się odpowiednio, a i opiekę dla Wojtka (dla którego trasy jeszcze były za trudne) udało się zapewnić. Pewien niepokój powodowały też zapowiedzi pogodowe wieszczące burzę, ale ostatecznie choć trochę grzmiało, to raczej z daleka i w towarzystwie raczej niezbyt intensywnego deszczu. W każdym razie pogoda była łagodniejsza, niż w zeszłym roku na Leśnej Górze. Marsz urozmaicał też koncert bardzo głośnej muzyki słyszalny w całym lesie. Jak się okazało, odpowiedzialny za to umilenie zmagań był Kult grający na Placu Zebrań Ludowych w ramach festiwalu Rockowizna.

Muszę też dodać, że impreza, choć nieduża, była sprawnie zorganizowana, a wpisowe z jednocyfrową kwotą nie było w tym przeszkodą, a jedynie zachętą.


Mapa

Mapy tras TU i TZ na pierwszy rzut oka były do siebie dosyć podobne - obie zawierały warstwicowy obraz terenu i kilka obiektów w okolicy startu. Całość podzielona była na pola jak w tradycyjnej grze w statki, choć z mniejszą liczbą kolumn (od A do F) i rzędów (od 1 do 7). Oczywiście wersja TU zawierała więcej treści, a wycinki z punktami były na swoich pozycjach, co najwyżej niektóre mogły być obrócone. W przypadku mapy TZ sprawy były bardziej skomplikowane - nie było skali, a wycinki do dopasowania były pod główną mapą. W dodatku niektóre były z samą drożnią (mogły być obrócone o wielokrotność kąta prostego), inne z poziomicami (mogły być obrócone o 180 stopni), a trzy pokazywały wyłącznie przebieg suchych rowów - dawnych okopów poligonowych - i nakładały się na te z warstwicami. Do mapy dołączona była druga strona z "podkładem fabularnym" oraz istotnymi informacjami, jak choćby pola, na których należało szukać punktów: trafione jednomasztowce (gdzie można było dopasować wycinki z poziomicami albo z drogami) i dwumasztowce (to na nich na wycinki z warstwicami nakładały się te zawierające tylko rowy).

Całość po wstępnym przejrzeniu i zaznaczeniu właściwych pól nie wydawała się specjalnie trudna - mapa z rodzaju tych, gdzie wycinki lepiej dopasowywać w terenie, a nie przed wyruszeniem. Ale jak zwykle diabeł tkwił w szczegółach...


Drobna pomyłka czy gruby błąd?

Początek - PK1 na wschód od startu - był faktycznie względnie łatwy i nie budził specjalnych wątpliwości - ot, znalezienie właściwej skarpy i lampionu na jej północnym skraju.

Potem jednak zaczęły się schody - jednomasztowiec na polu D6. W teorii nie powinno tu być problemu - poziomice nie były tu wycięte, płaski teren nie pasował do żadnego wycinka warstwicowego, a więc pozostawało dopasowanie jednego z czterech wycinków z układem ścieżek. Niby nieduży wybór, ale mimo długiego krążenia nie mogłem nic dopasować. Podobnie jak przy PK1, spotkałem tu Marcina Sontowskiego, który też krążył, ale chyba dużo krócej niż ja. Liczba wiszących tu lampionów tylko pogarszała sprawę.

Próbowałem wrócić w rejon boiska koło startu, aby wyznaczyć skalę, ale niewiele mi to dało. Co więcej, późniejsze próby wyznaczenia skali w innych miejscach dawały wyniki sprzeczne z tą pierwszą... Za chwilę zresztą byłem na skraju głębokiego wąwozu na pograniczu pól D6 i E6, czyli znów nie tam gdzie trzeba. W końcu jednak zauważyłem, że dwa kolejne skrzyżowania w kształcie litery T pasują do wycinka z PK15 po obróceniu go o 180 stopni, co potwierdził punkt wiszący na kolejnym takim skrzyżowaniu. Niestety, od podbicia PK1 do PK15 minęło ponad 25 minut, co przy niewielkim limicie czasu (130 podstawowy i 35 na spóźnienia) było poważną stratą...

Potem chciałem znaleźć punkt na polu E5, jednak nawigacja po rzeźbie bez precyzyjnej kontroli dystansu i kierunku nie przyniosła efektu i myślałem, że wylądowałem już zbyt daleko, na polu F5, co jednak nie było prawdą. Tu jednak dały o sobie znaleźć poważne skutki drobnej pomyłki, jaką popełniłem na starcie, kiedy po otrzymaniu mapy zaznaczałem sobie "trafione" pola, a wśród nich z jakiegoś powodu F6. Zanim to odkryłem, dotarłem przez dolinę w E6 pod płot budowanego osiedla przy Jaśkowej Dolinie i zgubiłem kolejne cenne kilkanaście minut, a potem następne, żeby w polu E5 dopasować jedyny wycinek pasujący do poziomic - tym razem PK4 na brzegu kolejnej skarpy.


Znowu brak dyscypliny

Z E5 postanowiłem skierować się w rejon D3-E3, co nawet w sumie mi się udało. Sprawdziłem to między innymi odbijając od grzbietu wzgórza w C3. Ale znów nie mogłem nic tam dopasować, mimo że znowu krążyłem i sprawdzałem teren. Jednym z powodów było to, że gęstość warstwić na wycinkach była dużo większa, niż na głównej. Ale poważniejszym było to, że zafiksowałem się na dopasowawywaniu właśnie fragmentów warstwicowych i dopiero podpowiedź znów spotkanego Marcina zasugerowała mi wybranie wycinka drożni z PK6 w polu D3.

Potem próbowałem coś dobrać w polu E3. Ku mojemu zdziwieniu znalazłem lampion na rozwidleniu dróg, co mogło wskazywać na kolejny wycinek z drogami PK11. Co prawda układ dróg w tym miejscu nie do końca mi pasował, ale biorąc pod uwagę uciekający czas, podbiłem ten punkt, choć nie na tym na tym lampionie, a na wiszącym nieopodal w innym wierzchołu trójkąta ze ścieżek. Jak się okazało, to był stowarzysz: właściwy PK11 był w polu E1, a tu powinienem szukać raczej dołków z PK9.

Nie wiedząc tego jednak w trakcie marszu, uznałem, że sytuacja trochę się poprawia, ale ze względu na brak czasu postanowiłem odpuścić trzy punkty w północno-wschodniej części mapy i zrobić pętlę przez północny i zachodni jej fragment, by spróbować złapać jak najwięcej "dwumasztowców". Z początku nawet mi się udało - w polu D2 dość szybko natrafiłem na lampiony. Ale znowu byłem nieuważny i najpierw uznałem, że trafiłem na PK14 i tak wpisałem na kartę startową. Po chwili jednak rzeźba bardziej zaczęła mi pasować do PK13 i taki punkt też (z innym lampionem) wpisałem, licząc, że z czternastki będę miał PS-a, albo będzie okazja go poprawić na którymś z następnych wycinków.

Ten drugi scenariusz sprawdził się zaskakująco szybko. Przechodząc z D2 na C1 wzdłuż płotu Cmentarza Srebrzysko znowu trochę zgubiłem dystans, ale widząc sporą górkę, uznałem, że na szczycie z dużym prawdopodobieństwem będzie punkt. Nie myliłem się - widziałem tam cztery lampiony, z których jeden podbiłem jako poprawkę PK14. Niestety niezbyt dokładnie sprawdziłem teren, bo okazał się to być kolejny stowarzysz.

Podczas wspinaczki widziałem też suchy rów i pomyślałem, że może to jeden z dwumasztowców. Jednak jak to często wcześniej robiłem na różnych trasach kombinowanych, swoje oznaczenia robiłem markerem na worku strunowym chroniącym mapę, a w padającym deszczu część z nich uległo zmyciu, w tym to z C1. Swój błąd spostrzegłem dopiero po zejściu z powrotem w dolinę, i stwierdziłem, że absolutnie nie będę wspinał się z powrotem!


Powrót

Zgodnie z wcześniejszym planem spróbowałem zdobyć któryś punkt w zachodniej części mapy. Jakimś cudem jednak nie trafiłem na właściwą górę w A2, a na grzbiet w C2-C3, z którego wcześniej namierzałem się na D3. Co zresztą odkryłem po dłuższym zwiedzaniu tego grzbietu i podążaniu wzdłuż rowów, które również na nim były, a i to dopiero po napotkaniu zespołu z TU, który też nie był pewny lokalizacji i porównaniu opinii co do naszego położenia.

W tym momencie, żeby nie wejść w tłuste spóźnienie, nie pozostało mi nic poza jak najszybszym powrotem na metę. Wybrałem opcję przełajowego szybkiego marszu wzdłuż ogrodzenia nowo budowanego osiedla, co nie było do końca rozsądne - było tam pełno chaszczy, które zmoczyły mnie bardziej niż wcześniejsze opady, a także liczne strome skarpy z piasku i gliny - z jednej zjechałem z dwa metry i niewiele brakowało, a skręciłbym przy tym kostkę.

Koniec końców udało mi wrócić na tyle szybko, że jeszcze zdążyłem podbić PK17 w północno-zachodnim rogu boiska, wzdłuż którego na początku próbowałem oszacować skalę. Limit spóźnień przekroczyłem o trzy minuty, więc nie było tragedii, a nawet wracałem na metę uśmiechnięty, bo podobała mi się i mapa, trasa.

Sumarycznie jednak wynik nie był rewelacyjny, a na pewno był dużo słabszy niż wcześniej z Darkiem na Włóczykiju czy na Moczarach. Spóźnienie, dziewięć bepeków, dwa stowarzysze i jedna poprawka poskutkowały przedostatnim, ósmym miejscem. Nie zwykłem jednak długo przejmować się porażkami, tym bardziej, że przy indywidualnych startach nawet to ósme miejsce dawało mi dwadzieścia cztery punkty do generalnej klasyfikacji w Pucharze KInO, co znacząco poprawiało moją w niej pozycję.


Żółty szlak Trójmiejski

Na marginesie wspomnę jeszcze, że wielokrotnie na trasie napotykałem oznaczenia żółtego szlaku PTTK Trójmiejskiego. Trochę mnie to dziwiło, bo byłem pewien, że w zamierzchłych czasach, kiedy jeszcze chciało mi się wędrować na długie dystanse, przeszedłem ten szlak. Jednak po sprawdzeniu wpisów na blogu i rejestrów GPS okazało się, że z pamięci wyleciało mi kilka istotnych faktów, a wśród nich przede wszystkim to, że nigdy nie przeszedłem go w całości, tylko etapami, a i to z przeplataniem trasy innymi szlakami (na przykład zielonym, niebieskim czy czarnym), i nie zawędrowałem jeszcze w te rejony.

Może by do tego wrócić i połazić znowu szlakami? Samemu, z którymś z przyjaciół, a może w październiku na bąbelkową Wyrypę?


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz