25 sierpnia 2018

Rowerem w Leśniewie

Rajd Rowerowy na Orientację w Leśniewie jest jedną ze stałych pozycji w moim kalendarzu InO, choć oczywiście nie zawsze mogę wziąć w nim udział. Tym razem też nie byłem pewien uczestnictwa, zwłaszcza że mój rower jest niesprawny i bez widoków na naprawę w najbliższym czasie. Udało mi się jednak zorganizować czas i pożyczyć rower od brata, dzięki czemu mój start w zeszłą niedzielę na krótszej trasie dwudziestokilometrowej stał się faktem. Nie bez znaczenia były namowy Mikołaja, który tym razem odciążył Damiana i przygotował całą trasę.
Chętnych w tej - już dziewiątej - edycji było nieco mniej, niż w poprzednich, być może z powodu nieco słabszej promocji. Pogoda była sprzyjająca: nie za ciepło i bez deszczu, choć chwilami się chmurzyło i trochę wiało. Miałem jedną z wcześniejszych minut startowych: o 12:59 wyjechałem spod Klubu Kultury.

Krótka trasa tradycyjnie miała dziesięć punktów kontrolnych o wartości wagowej od jednego do pięciu. Przy bezbłędnym przejeździe można było zdobyć trzydzieści punktów. Udało się to trzem drużynom i w tej sytuacji o ich kolejności decydował czas przejazdu. Najszybszy zespół Bedzie dobrze pokonał trasę w dwie godziny i minutę.
Ja byłem wolniejszy o kilkanaście minut, ale w trzech miejscach wziąłem punkty stowarzyszone. Efektem było miejsce w drugiej połowie pierwszej dziesiątki, czyli wynik jak przy większości moich startów w Leśniewie.
Tradycyjnie najtrudniejsze były punkty umieszczone w pobliżu samego Leśniewa i Domatówka, czyli tam, gdzie zaszło najwięcej zmian od lat siedemdziesiątych, kiedy nasza mapa była aktualna. Były to PK9 pomiędzy bazą a obwodnicą Leśniewa oraz PK5 na uboczu Domatówka. W obu przypadkach dałem się nabrać, choć przy piątce nie pasował mi żaden z dwóch widzianych przeze mnie lampionów. Pomiędzy nimi był jeszcze PK1, ale tam względnie łatwo było znaleźć prawidłowy punkt w zakolu rzeczki niedaleko stoku wzgórza i biegnącej z niego przecinki.
Potem było już łatwiej: PK3 na przepuście nad korytem strumyka i PK2 przy zbiorniku małej retencji wodnej. Ten drugi był chyba najbardziej malowniczy z punktów na tej trasie.


Za miejscowością Czechy wziąłem punkt stowarzyszony dla PK7 - tym razem dałem się nabrać zmienionemu przebiegowi leśnej drogi i wyjechałem na niewłaściwe skrzyżowanie. Później już wszystko znajdowałem bezbłędnie: najdalszy PK10 za Połchówkiem, PK6 w lesie za lipową aleją na południowy wschód od tej miejscowości oraz chyba jedyny trudny terenowo PK8. Ponoć wisiało tam aż siedem lampionów, ale widziałem tylko prawidłowy. Było też jedyne miejsce, gdzie musiałem prowadzić rower: najpierw przez górkę, potem nieco podmokłą dolinkę, a potem wokół górki z właściwym punktem.


Potem było już z górki (dosłownie i w przenośni). Przejazd przez las dużą drogą, szybkie zebranie PK4 i zjazd przez Domatowo z powrotem do Klubu Kultury Leśniewie. Wydaje mi się, że trasa była umiarkowanie łatwa, choć oczywiście nie ustrzegłem się pułapek. Dużą zaletą było położenie większości punktów przy drogach lub blisko nich, dzięki czemu można było śmiało jechać z dziećmi - jedna z mam wiozła córkę w przyczepce.
Potem zostało jeszcze jedzenie kiełbaski z grilla w oczekiwaniu na oficjalnie wyniki i rozdanie nagród (z uwagi na mniejszą liczbę uczestników tym razem nieco przyspieszone). O wynikach już pisałem, więc jeszcze tylko kilka słów o rowerze brata. Różnica w jeździe była duża. Rower Karola jest typowo górski czy terenowy z bardzo szerokimi oponami, przez co łatwiej było mi jeździć polnymi i leśnymi drogami. Na swoim pewnie starałbym się pewnie wybierać wygodniejsze drogi, a nawet w miarę możliwości asfalt. Te same szerokie opony powodowały jednak znacząco większy opór przy przyspieszaniu czy jeździe pod górkę. We znaki dało mi się też trochę twardsze siodełko. Miałem też nadzieję na wsparcie licznika, ale okazał nie bardziej sprawny od mojego. Najprawdopodobniej wyczerpała się bateria przy czujniku bezprzewodowym. Niby nic nowego, ale mógłbym przynajmniej dokładniej wymierzyć odległości przy PK5 czy PK9.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz