Wstęp
W związku z datą impreza odbyła się pod "patronatem" Mikołaja i poszczególne trasy miały nazwy z nim w jakiś sposób związane. Tras zaplanowano osiem, o różnym stopniu trudności:
- Ekstremalna: Prezencik czy rózga?; długość ok. 25 km
- Bardzo Trudna 1: Bomb(k)owe perypetie; ok. 23 km
- Bardzo Trudna 2: Czerwone Nosy w Lesie Rózg; ok. 23 km
- Zaawansowana: Grinch: ogniska nie będzie; ok. 13 km
- Zadaniowa: Casting na elfa; ok. 15 km
- Trudna 1: Nie bądź święty, idź na skróty; ok. 17 km
- Trudna 2: Połamane Sanie; ok. 17 km
- Mało Trudna: Reniferzym Szlakiem; ok. 14 km
PK 1
Dojście do pierwszego punktu kontrolnego było całkiem łatwe. Po opuszczeniu szkoły podążyłem ulicą w stronę małego jeziorka na południowy zachód od Kartuz, potem spory kawałek szedłem bardzo wygodną leśną drogą. Według mapy punkt znajdował się na przecięciu niżej położonej drogi z przecinką wyznaczającą granice oddziałów leśnych, więc zszedłem w dół ścieżką, która na taką przecinkę wyglądała. Okazało się jednak, że prawdziwa przecinka jest nieco dalej na zachód, a mój punkt kontrolny jest wspólny z jednym z punktów trasy zadaniowej, której uczestnicy, jak nakazywało im zadanie, obsypali mnie odrobiną brokatu.
PK 2
Najkrótsza droga do drugiego punktu prowadziła tą właściwą przecinką, jednak po przejściu jej pierwszego fragmentu zdecydowałem się jednak spokojniej iść drogą - przecinka była świeżo odnowiona i ziemię pokrywała na niej niezliczona ilość większych i mniejszych gałęzi i konarów utrudniających wędrówkę. Nadłożyłem nieco drogi, bo droga szła łukiem na zachód, ale za to marsz był łatwiejszy. PK 2 znajdował się na pagórku kilkadziesiąt metrów od skrzyżowania dwóch mniejszych dróżek, więc by go odnaleźć musiałem przedzierać się przez gęsty las.
PK 3
Odcinek z drugiego do trzeciego punktu był dla mnie dość niepewny. Schodząc z pagórka znów przebijałem się przez chaszcze i nie byłem pewien, na jaką drogę wyszedłem. Mimo to kierując się kompasem postanowiłem iść dalej na południe, bo tam znajdował się kolejny punkt. Po minięciu kilku skrzyżowań znalazłem się na takim, gdzie wisiał lampion. Większość uczestników, których tam spotkałem, zapisało jego kod na swojej karcie startowej, bo było to według nich skrzyżowanie idealne jak na mapie. Dla mnie jednak mapa wskazywała raczej czwórstyk oddziałów leśnych, czyli przecięcie przecinek, które jak wiem z doświadczenia, nie zawsze są tak wyraźne. Znalazłem właściwy punkt nieco dalej na zachód.
PK 4
Droga do punktu czwartego prowadziła mnie najpierw na wschód dużą przecinką, a później po dotarciu do nieczynnej linii kolejowej i minięciu pomnika zamordowanego przez hitlerowców księdza, na północ. Ponieważ mapy, które otrzymaliśmy, pochodziły z lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku, układ dróg trochę się zmienił, a ja miałem problem ze znalezieniem właściwego miejsca. Pomogło mi dopiero dotarcie po raz kolejny do toru kolejowego - uświadomiłem sobie, że muszę się cofnąć. Potem było już łatwiej, bo z mapy widziałem, że PK 4 znajduje się w dołku po wschodniej stronie drogi. W międzyczasie zauważyłem też wyłączony GPS, więc od nowa ustawiłem rejestrację trasy w navime. Poniżej część druga:
PK 5
Do następnego punktu kontrolnego poszedłem po raz trzeci tą samą drogą do linii kolei, potem krótkim odcinkiem do drogi asfaltowej i wzdłuż niej na północny wschód. Z niej skręciłem na wschód w dużą leśną drogę, którą podążałem około kilometra, by skręcić w mniejszą i nieco bardziej zarośniętą drogę na północ. W okolicach samego punktu problem sprawiły mi znów różnice między teraźniejszym układem dróg a stanem mapy, a także nadzieja, że tym razem przecinka będzie wyraźniejsza. Ostatecznie jednak przy sporej pomocy kompasu i ostatecznym dopasowaniu dróg, skrzyżowań i rzeźby terenu do mapy udało mi się trafić na lampion na niewielkim wzniesieniu.
PK 6
Dojście do szóstego punktu kontrolnego było względnie krótkie, wystarczyło się kierować na północ, do kolonii Burchardztwo. Tam w siedzibie nadleśnictwa znajdował się lampion, a jednocześnie organizatorzy przygotowali jedno z dwóch ognisk, przy których można było skorzystać z sześćdziesięciu minut "stopczasu" i posilić się przy okazji kiełbaską z ogniska i herbatą. Moja przerwa trwała od 22:28 do 22:56. Na ten czas wyłączyłem też rejestrację trasy w navime, uruchomiwszy ją ponownie po opuszczeniu ogniska i ruszeniu w dalszą drogę. Stąd poniżej zamieszczam trzeci, ostatni fragment zapisu:
PK 7
Kolejnym celem był punkt oznaczony numerem siedem. Początkowo szedłem do niego drogą wzdłuż torów, a potem przez nieco zarośniętą przecinkę. Mapa wskazywała, że lampion powinien być koło przepustu czy przeprawy przez strumyk lub rów i po długich poszukiwaniach znalazłem takie miejsce. Później jednak okazało się, że był to punkt stowarzyszony, choć z rozmów z innymi uczestnikami później dowiedziałem się, że właściwy lampion też był nad rowem, nieco wcześniej, tj. bardziej na zachód.
PK 8
Do ósmego punktu trafiłem bez większych problemów, najpierw idąc torem, a potem skręcając w stronę kolejnej drogi asfaltowej i poza nią kawałek na zachód wzdłuż linii energetycznej. Był to chyba najkrótszy odcinek między punktami, chociaż też nie obyło się bez kontroli kierunku marszu z kompasem czy porównywania układu dróg z mapy z tymi rzeczywistymi. Na dodatek moje latarki zaczynały coraz słabiej świecić, w "czołówce" niedługo potem musiałem już wymienić baterie.
PK 9
Do przedostatniego punktu chciałem dotrzeć maszerując jedną z przecinek do Kaliskiej, by później łatwiej nawigować do PK od strony łąki. Przecinka jednak była zbyt zarośnięta jak na moje zamiary i szedłem drogą na wschód i później na północ. I o ile znalezienie właściwej okolicy nie przysporzyło mi wielkiego kłopotu, to samego punktu nie mogłem znaleźć. Ponowna próba pozwoliła mi znaleźć lampion na wzniesieniu, tak jak wskazywała mapa, jednak jak się okazało później, był to punkt stowarzyszony na pagórku obok, a właściwy był gdzieś w miejscu moich wcześniejszych poszukiwań, niezauważony przeze mnie.
PK 10
Idąc do punktu oznaczonego dziesiątką skierowałem się podmokłą przecinką na północ, bo najłatwiejsza, choć może nie najkrótsza, droga do niego prowadziła przez Kaliską. Był to jeden z łatwiejszych do odnalezienia punktów, w przeciwieństwie do piątki, siódemki czy dziewiątki znajdował się na skrzyżowaniu dróg. Powrót do bazy nie był też szczególnie trudny - wystarczyło wrócić do asfaltówki, przejść nią do Kartuz, a potem dojść do szkoły. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie odwiedzić jeszcze raz ogniska, ale uznałem, że lepiej będzie odpocząć w szkole.
Podsumowanie
Kartę startową oddałem o 1:46, czyli przejście całej trasy (po odjęciu stopczasu na ognisku) zajęło mi dokładnie pięć i pół godziny. Jeśli wierzyć navime, łącznie przebyłem ok. 21 km, czyli o połowę więcej, niż podawali organizatorzy - ale jak pisałem, różnica ta wynikała przede wszystkim z obliczania oficjalnej długości trasy po liniach prostych, a ja w miarę możliwości maszerowałem drogami, które się wiły. Kolejne metry dodałem przez krążenie w poszukiwaniu poszczególnych punktów. Otrzymane punkty karne (po 25 za każdy z dwóch spisanych punktów stowarzyszonych, w sumie 50) są w moim odczuciu niezłym wynikiem jak na początkującego.
Trasa MT moim zdaniem była przygotowana bardzo dobrze i adekwatnie do poziomu, jaki miała prezentować (oczywiście jeśli jako początkującemu wolno mi to oceniać). O pozostałych trasach trudno mi się wypowiadać, gdyż byłoby to oparte wyłącznie na opiniach innych uczestników. Zwrócę uwagę tylko na trasę zadaniową i zaawansowaną. Trasa zadaniowa była dość nietypowa, gdyż zadania na poszczególnych punktach nie były związane z orientacją w terenie, a z mikołajkowym tematem przewodnim imprezy, i to raczej luźno (na przykład wspomniany brokat czy na innym punkcie powstawanie płatków śniegu). Z jednej strony jest to ciekawe, zachęcające i edukujące dzieci (to właśnie trasę zadaniową przechodzili z rodzicami najmłodsi uczestnicy), z drugiej jednak słyszałem głosy osób zawiedzionych, że nie były to zadania związane choćby z wyznaczaniem azymutu. Myślę jednak, że byłoby to niepotrzebne powtarzanie tego, co jest wymagane do odnalezienia właściwych punktów kontrolnych i dlatego jestem umiarkowanym zwolennikiem formuły zadaniowej, jaką widziałem na Darżlubie. Natomiast trasa zaawansowana (Grinch) wzbudziła powszechne zaskoczenie ze względu na nietypowo duże ilości punktów karnych (zwycięzca otrzymał ich ponad pięćset według wstępnych wyników) i ogólny wysoki poziom trudności. Wzbudziło to na tyle dużo kontrowersji, że SKPT na stronie Darżluba obok ogólnej ankiety dla wszystkich uczestników umieścił osobną dla tych, którzy odważyli się podejść do trasy Z. Linki do relacji z tych tras można znaleźć w informacji na stronie www.skpt.gdansk.pl. Ku mojemu zaskoczeniu jest tam też link do mojego poprzedniego wpisu, za co z tego miejsca bardzo dziękuję. Są tam też linki to zarejestrowanych tras na wikiloc.com i gpsies.com, a jeśli ktoś chce zobaczyć inne ślady, wystarczy na stronach www.navime.pl, www.traseo.pl czy www.endomondo.com/routes/ wpisać w wyszukiwarkę hasło "darżlub". Niebawem pewnie pojawią się też relacje i ślady przejścia, a także oryginalne mapy na stronie Darżluba. Postaram się wówczas taką mapę umieścić w zaktualizowanym poście.
Meta otwarta była do 6:30. Potem następowało podliczanie punktów. Z większości tras już wcześniej wieszano wstępne wyniki, na bieżąco aktualizowane, tylko na wyniki Grincha trzeba było dłużej poczekać, i to na tyle, że oficjalne zakończenie wraz z rozdaniem nagród przesunęło się o jakieś pół godziny. Jednak poza tym impreza przebiegała całkiem sprawnie, a atmosfera zachęciła mnie do udziału w podobnych zawodach w przyszłości.
Dodam jeszcze, że w tłumie ku mojemu zaskoczeniu mignęły mi znajome twarze z katedry FCS na FTiMS, a poza tym na listach startowych widziałem kilka znajomych nazwisk, których właścicieli niestety nie spotkałem. Być może następnym razem się uda. No i chciałbym jeszcze raz podziękować Łukaszowi za transport powrotny do Gdańska.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz