05 stycznia 2018

Od pewnego czasu dokucza mi kolano - zresztą chyba już o tym wspominałem, chyba najczęściej przy okazji rowerowych rajdów w Leśniewie. Zaczęło się od drobnego wypadku przy zsiadaniu z roweru. Nie wykryto nic poza osłabieniem chrząstki i niewielkim przesunięciem rzepki. Ortopedzi skupili się na zapisywaniu tabletek i fizykoterapii. Efekty może jakieś były, ale trudno ocenić, na ile była to kwestia skuteczności zalecanych środków. Najlepiej chyba się czułem praktykując ćwiczenia zalecone przez fizjoterapeutę (po nieco dokładniejszym badaniu, niż u funduszowego ortopedy), a także schodząc nieco z wagą (co też zalecił wspomniany fizjoterapeuta).
Mając to na uwadze, postanowiłem w końcu zacząć trochę bardziej się zdyscyplinować i wrócić do ćwiczeń oraz zrzucania wagi. Piszę o tym tutaj, bo wiem, że może to pozytywnie wpłynąć na motywację i samodyscyplinę. Nie traktuję tego jak postanowienia noworocznego, choć czas po Bożym Narodzeniu i po Sylwestrze z pewnością sprzyja takim decyzjom.

Założenia mam następujące:
  • Pełne wykorzystanie karty Multisport - mam do dyspozycji pięć wejść. Więcej nie brałem, bo wiedziałem, że będzie ciężko z korzystaniem nawet z tak małej ilości. Może teraz, kiedy w pracy mam tylko dwie zmiany, to będzie łatwiej o regularność. Plan jest na cztery wizyty w siłowni i jedną na basenie w ciągu miesiąca.
  • Inna aktywność fizyczna. Dwa szybkie spacery w tygodniu, tak po pół godziny lub godzinę, oczywiście nie licząc spacerów z W. Naprawa roweru (znowu...) i dojazdy do pracy rowerem, albo szybkie kursy zamiast spacerów.
  • Dieta. Trochę duże słowo - na razie to po prostu ograniczenie słodyczy do niedzieli i okazji specjalnych, ograniczenie wieczornych posiłków, koniec słodyczy w pracy. Póki co nawet tego nie udało mi się wprowadzić, więc nie będę planował nic profesjonalnego.
  • Regularniejszy tryb życia - zwłaszcza sen. Nie mam (przynajmniej chwilowo) nocek w pracy, to może zacznę się wysypiać. Z tym paradoksalnie może być największy problem, ale też widzę, że jest mi to potrzebne. Przez cały grudzień z powodu niedoborów snu byłem naprawdę zmęczony. Zresztą moja luba również bardzo się denerwuje, kiedy za późno się kładę, zwłaszcza jeśli następnego dnia mam wcześnie wstać. A zdarza się to o wiele częściej, niż może mi to wyjść na zdrowie.
  • Kontrola wagi. Raz w miesiącu (nie częściej!) pomiar na jednej wadze w siłowni. Na dzień trzeci miesiąca stycznia 100,5 kg, czyli bez szału, ale i bez tragedii.
  • Zapisywanie efektów w postaci comiesięcznej notki na blogu. Podwójny plus - jednoczesna kontrola postępów i zwiększenie częstotliwości wpisów. Spróbuję dodawać też więcej normalnych postów, żeby opis mojej walki z samym sobą nie zdominował strony.
To tyle, czas kończyć, żeby zrealizować punkt o wysypaniu się (bo dochodzi już północ). Trzymajcie kciuki.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz