23 września 2017

Drogi i trochę bezdroży, czyli Leśniewo po raz czwarty

Leśniewo po raz czwarty dla mnie, a po raz siódmy w ogóle. Niestety, ani czwórka, ani siódemka nie okazały się dla mnie szczęśliwe. Co prawda skuteczność w zdobywaniu prawidłowych lampionów był wyjątkowo wysoka, ale miejsce w końcowej klasyfikacji jak do tej pory najniższe. Chociaż z drugiej strony takie porównanie jest trochę bezcelowe - poszczególne moje starty różniły się długością trasy, poziomem trudności, warunkami terenowymi, stanem technicznym roweru...
Tym razem, tak jak niedawno pisałem, również zdecydowałem się na krótszą trasę dwudziestokilometrową. Nie żałuję tej decyzji - znów jechało mi się spokojnie i przyjemnie. Kolejne punkty odnajdywałem z satysfakcją, co na długiej trasie byłoby mniej prawdopodobne, przynajmniej jeśli wierzyć krytycznym opiniom niektórych uczestników. Jednak z drugiej strony niemal przez cały czas miałem wrażenie, że trasa jest zrobiona nieco na szybko i niemal zbyt łatwa, i nie byłem w tym odczuciu osamotniony, a wyniki to wrażenie również potwierdzają.



Punktów kontrolnych - jak zwykle w Leśniewie na krótkiej trasie - było dziesięć, wartych od jednego do pięciu małych punktów wagowych. Licznik od poprzedniego rajdu się nie naprawił, zapomniałem kompasu (znowu!), rower też nie do końca sprawny, a ambicji na wygraną też nie miałem, nastawiony bardziej na rekreację (nawet aparat wziąłem). Kilka razy zdarzyło się, że po kilkuset metrach orientowałem się, że minąłem kluczowe skrzyżowanie albo okolicę punktu kontrolnego. Ogólnie jednak nie napotkałem jednak wielkich trudności i w porównaniu z poprzednimi startami szło mi nadspodziewanie dobrze (ale oczywiście było to za mało na pierwszą dziesiątkę).
Damian jak zwykle znalazł kilka ciekawych miejsc, w które zwabił uczestników rajdu. W najładniejszej okolicy umieścił PK5 - nad stawem i przepustem małej retencji wodnej na strumyku pod Werblinią. W Mechowie koło kościoła przy PK4 nie zabrakło zagadki logicznej. Bez mała wszystkie punkty połączone były dobrymi leśnymi drogami, przez co przeloty między nimi były szybkie i wygodne (a o ile wygodniejsze były dla zespołów z licznikami...). Najciężej pod tym względem było w rejonie PK2 i PK9, między Leśniewem a Domatowem. Zostawiłem sobie na koniec - z maja pamiętałem, że tamte drogi są kiepskie i słabo pokrywają się z mapą, a na dodatek miałem nieprzyjemne wspomnienia z umieszczanymi tam PK w poprzednich edycjach rajdu.


Jak wspomniałem, błędy popełniłem dwa. Najpierw przy PK1, błędnie sugerując się układem dróg. Niemal od razu - przy skrzyżowaniu 50 metrów dalej - stwierdziłem, że pewnie jestem w błędzie, widząc, że kierunki zbiegających się tam dróg lepiej pasują, ale nie chciało mi się poprawiać tak mało wartego punktu. Drugi błąd to PK9, czyli jeden z dwóch wiszących w tym nieprzyjemnym terenie na północ od Leśniewa, a przy tym jedyny, przy którym liczyłem parokroki w celu pomiaru odległości - przy pozostałych kierowałem się tylko układem dróg lub elementami rzeźby terenu albo wytworami człowieka (jak oznaczenia geodezyjne). Niestety, dałem się nabrać - liczyłem przy drodze, której na mapie nie było, a ta z mapy już w terenie była dla mnie zbyt trudna do zauważenia. Nie pomogło nawet to, że w tym samym czasie właściwy lampion znalazła zwycięska drużyna (pozdrawiam i jeszcze raz gratuluję Mikołajowi i Grzegorzowi, których spotykałem prawie przy każdym punkcie) - dla mnie on wtedy nie był dobry.


Muszę dla swojej pamięci na przyszłość zapisać jeszcze, żeby karty startowej nie chować w torbie na ramie roweru - co prawda zmniejsza to szansę jej zgubienia, ale przy połowie punktów kontrolnych musiałem przez chaszcze wracać się po nią do roweru. Dobrze byłoby też zrobić listę rzeczy do zabrania - oprócz braku sprawnego licznika i zapomnianego kompasu stanowczo brakowało mi sprayu na komary. Gdybym go zabrał, nogi swędziałyby mnie tylko od pokrzyw. No i przydałoby się po rozmowie telefonicznej wyłączyć pauzę w navime - nie musiałbym części trasy na mapie dorabiać w programie graficznym.
Podsumowując - mimo względnej łatwości i ogólnej mojej sklerozy, impreza udana, a trasa przyjemna, zapewne nie tylko dla mnie, i z pewnością nadaje się do polecenia jako aktywny wypoczynek na łonie natury dla całej rodziny i promocja InO. A jeśli ktoś chce zobaczyć kilka zdjęć więcej niż w poście, zapraszam tutaj.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz