17 maja 2015

Drogi i bezdroża lasów za Gniewowem

Dzisiaj mimo wietrznej pogody i zapowiadanych deszczów postanowiłem wyjść na dwór, wziąć rower i pojechać na Las-Kompas, czyli wspominany już przeze mnie otwarty trening rumskiego klubu BnO UKS Siódemka. Przynajmniej nie miałem daleko, bo tylko do Gniewowa, a konkretnie na jego wschodnie obrzeża. Siłą rzeczy terenem imprezy były lasy położone na wschód od tej wsi, w kierunku Rumi i Zbychowa, gdzie znałem tylko kilka głównych dróg.
Ale więcej o tym za chwilę, bo oczywiście musiałem najpierw tam dojechać - co nie wydawało się trudnym wyzwaniem, jednak jak się okazało, ciągle brakuje mi trochę formy, żeby jednym ciągiem podjechać asfaltówką ze Śmiechowa do Gniewowa. Na szczęście moja kondycja się trochę poprawia i za niedługo powinno mi się to udać (a może to tylko takie wrażenie z powodu większej płynności jazdy rowerem niedawno odebranym z przeglądu).

Tak czy siak, o 10.40 odbiłem chipa SportIdent i ruszyłem w trasę. Wybrałem średnio trudną trasę Kos, pamiętając jakim był ten poziom trudności na moim "własnym" terenie na początku marca i licząc na to, że będzie to dobra rozgrzewka przed zbliżającą się Kaszubską Włóczęgą i Rajdem Z Kompasem. Okazało się jednak, że powinienem wziąć trudniejszą trasę, bo ta poszła aż za łatwo. Z dziesięciu punktów problem miałem tylko przy dwóch - przy pierwszym, bo przyzwyczajony do dokładniejszych map na BnO byłem przekonany, że będą umieszczone wszystkie ogrodzenia upraw leśnych, a w terenie były dwa takie miejsca więcej, niż na mapie - i przy trzecim, gdzie odrobinę krążyłem w poszukiwaniu lampionu. Prawdopodobnie na imprezie marszowej zaliczyłbym stowarzysza, ale tutaj były tylko konkretne punkty. Muszę się też podszkolić z oznaczeń punktów - na mapie oznaczono kody lampionów, a obok nich formę terenu lub obiekt, na jakiej się znajdują, a w niektórych miejscach okazały się być to nieco inne formy, niż wynikałoby to z ich intuicyjnego odczytania przeze mnie. Nie przeszkodziło to jednak w znajdowaniu punktów, zwłaszcza odkąd po trzecim punkcie przestałem na to zwracać uwagę. Nie było też jakiś szczególnie wymagających górek, tylko niewielkie wzniesienia. Parokrotnie trafiałem na odcinki czarnego szlaku Zagórskiej Strugi, które pamiętałem z jednej z dawniejszych wędrówek, choć nie dotarłem do miejsca, z którego był niezły widok na Rumię - było nieco na północ od mojej trasy.
Był to całkiem przyjemny niedzielny spacer, zwłaszcza że było w miarę ciepło, w lesie nie odczuwało się wiatru, a w okolicach młodników miło grzało słońce. Tym bardziej żal, że nie wybrałem trudniejszej i dłuższej trasy Jastrząb. Chipa zdałem o 12.15, w czasie nieco ponad półtorej godziny przebywając ponad osiem kilometrów, ze średnią prędkością powyżej 5 km/h, co uważam za całkiem niezły wynik, obejmujący też przestoje na przegląd mapy, wybór kierunku (nie azymutu, bo ani razu nie wyjąłem kompasu, orientując się tylko według słońca...) czy szukanie punktów. Przypuszczam jednak, że na trudniejsze trasy, jakie wybrałem zarówno na Włóczędze (BT), jak i na Z Kompasem (Czarna, czyli odpowiednik BT), może to być trochę za mało, choć oczywiście w obu imprezach będę się starał o jak najlepszy rezultat.


Z powrotem zdecydowałem się pojechać trochę bardziej okrężną drogą, by sprawdzić jakość zaznaczonej na Mapach Google drogi prowadzącej na wschód z Gniewowa do asfaltówki z Redy do Zbychowa. Jakość ta okazała się raczej słaba, i nie chodzi tu o ciągły zjazd wąwozem, ani nawet jej błotnistość, ale o fakt, że jest katastrofalnie rozjeżdżona wielkimi kołami maszyn do cięcia drzew i ciężarówek wiozących ścięte pnie. Mam nadzieję, że za jakiś czas leśnicy poprawią jej stan i wtedy faktycznie będzie się nadawała do spacerów czy jazdy rowerem. Póki co polecam jednak znacznie lepszą drogę prowadzącą nieco bardziej na północny wschód, a na mapach topograficznych z nieznanych dla mnie przyczyn oznaczaną jako Stary Bruk. Jechałem nią odwożąc rower na przegląd i okazała się całkiem dobra i w miarę równa.


Szosa zbychowska, należąca do leśnictwa, dostępna kiedyś tylko dla mieszkańców Zbychowa i Reszek, była mi fragmentarycznie znana już wcześniej, jednak dopiero teraz zwróciłem uwagę na jej przydatność dla rowerów. Odcinek, którym jechałem, okazał się zadziwiająco płaski, przynajmniej pod względem spadu, bo nawierzchnia jak wiele takich dróg pozostawia wiele do życzenia (zwłaszcza że samochodów jechało tam całkiem sporo w obie strony) - jest kiepsko połatana i miejscami na tyle wąska, że ledwo mieściłem się obok auta jadącego w przeciwną stronę.
Redzka ulica Gniewowska jest w lepszym stanie, choć też niedoskonałym. Nieco gorzej wygląda nawierzchnia ulicy Jarej, którą prowadzi szlak rowerowy - tamtejszy asfalt nie jest może szczególnie mocno spękany, ale zawiera dużo małych kamyków, które czynią jazdę niezbyt przyjemną, jeśli nie ma się amortyzatorów. Oczywiście świadomy, że nie udało mi się podjechać pod Gniewowo, nie sądziłem, że uda mi się to na krótszej i bardziej stromej Jarej, niemniej podjąłem taką próbę, jednak większą część jej długości rower prowadziłem, aż do szlabanu leśnego szlaku rowerowego prowadzącego stamtąd do Gniewowa. Szlak ten jak na leśną drogę jest dla rowerów całkiem dobry, a z pewnością lepszy od trasy prowadzącej wzdłuż szosy krokowskiej (od momentu, gdy kończy się utwardzona nawierzchnia). Droga z Jarej jest równa, bez większych wybojów i z jednym kilometrowym podjazdem, umiarkowanie stromym, na środkowym odcinku. Nieco gorzej jest w samym Gniewowie - ulica Spacerowa, chociaż dosyć szeroka, to jednak ma sporo małych garbów typowych dla żwirowo-piaskowych nawierzchni, jednak nie na tyle, by szczególnie utrudnić jazdę.
A po dotarciu do pętli jedenastki i przejechaniu przez Gniewowo pozostał mi już tylko swobodny zjazd do Śmiechowa, tą samą drogą, która kilka godzin wcześniej przysporzyła mi sporego wysiłku w przeciwną stronę.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz